Właśnie oglądam Paczesia - ojcostwo.
Pytanie kto z was był przy porodzie swojego dziecka?
Ja byłem i byłem dumny ze swojej żony.
Inne kobity krzyczały (klimat jak z egzorcysty).
Moja ani jęku tylko full skupienie i napiera dopóki pielęgniarka nie powiedziała, że dziecko zaczyna się dusić i robią cesarkę.
Po zabiegu przynieśli córkę i jak zobaczyłem tę małą czerwoną piętkę to łzy pojawiły się w moich oczach. Potem dali dziecko matce.
Chwilę później Ksiądz chodził po oddziale i nat nas naszło, że daliśmy córce na drugie Maria. Bo mogło by jej z nami nie być.
Przy tym porodzie nabrałem do mojej żony szacunku, ja bym tak nie potrafił. A ona? Zero pitolenia, rodzimy, zacisnęła zęby i jazda.
A jak tylko szwy się zagoiły to wróciła do pracy. Dzieckiem opiekowaliśmy się na zmianę +pomoc teściowej.
Dwa lata wyjęte z życia a my jak chodzące zombie.
Kuźwa nie wiem jak dają radę ludzie majavy dzieci w wieku 34-40 lat? Współczuję im.
PS. Nie było jak na filmach jakich placht zasłaniających akcje, żadnych rozchylonych materiałów itp. Wszystko na wierzchu i widoczne, żeby rodzącej było wygodnie a nie jakieś snowflake pitu pitu.
