Ukrainę zawsze darzymy wielkim uczuciem, bo ludzie podobni do nas, dobra kuchnia i świetne dzikie góry. Na Pikuj czyli najwyższy szczyt Bieszczad mieszczący się po stronie ukraińskiej wybieraliśmy się cztery razy i za każdym razem coś nam wypadło, aż w 2019 dzięki Ryanairowi i kolejami ukraińskimi wreszcie się udało.
Trasa banalna bo Kraków-Lwów lot, a z Lwowa do Sianek już pociągiem i to w pierwszej klasie. Wiedzieliśmy już z czym to się je, bo kiedyś tam jechaliśmy do Odessy i powiem Wam szczerze pierwsza klasa w ukraińskich kolejach wymiata. Obecnie dojazd do Sianek da się ogarnąć marszrutkami (ichniejsze busiki) od nas spod granicy, bardziej jest to zakręcone, ale mimo to jest do zrobienia.
Wysiedliśmy z pociągu wcześnie rano i ruszyliśmy na szlak, teoretycznie da się trasę zrobić w jeden dzień, ale bez męczenia się dwa dni jest dużo lepszym rozwiązaniem.
Pierwszy dzień pogoda całkiem, całkiem szczególnie wieczór i zachód słońca rewelacja, drugi praktycznie cały lał deszcz, ale to też ma swoje uroki. Ze szczytu zeszliśmy do wioski Bilasovytsya (te Googlowe nazwy trochę odbiegają od oryginału), gdzie zrobiła się pogoda, a my rozgościliśmy się w sklepie na początku wioski
Z tego co się orientuje, obecnie można ogarnąć góry ukraińskie (mimo wojny), znam takich co tam byli i mówią, że życie toczy się normalnie, ale nigdy nie wiadomo czy jakaś ruska rakieta nie zabłąka w te rejony. To raz, a dwa ukraińscy pogranicznicy zawsze byli dziwni i cholera wie czy w tym miejscu nie dostaną jakiejś wizji.
#ukraina #podroze #fotografia




