Tytuł: Szczęściarz i pechowcy
Autor: Leonid Zawalniuk
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Przedstawiam wam bezsprzecznie najnudniejszą książkę świata. Trafiłem na nią przypadkowo gdy ktoś wyjątkowo perfidny i bezczelny porzucił ją w pirackiej bibliotece osiedlowego spożywczaka. To haniebnie podstępna pozycja która od pierwszej strony atakuje czytelnika dawką nudy wprost nie do opisania co paradoxalnie wywołuje niezdrowe zaciekawienie jak takie ohydztwo mogło w ogóle powstać, przejść ocenę w wydawnictwie a nawet zostać wydane za granicą. Jedyna podnieta z lektury polega na ciągłej ciekawości czy kolejna strona będzie podobna do obecnie męczonej. Tak, nie zawiedziecie się, nawet może okazać się jeszcze gorsza. I tak do końca już czekacie chociaż na zakończenie by się dowiedzieć jaki jest finał bezsensownych męczarni komunistycznego nastolatka wchodzącego w dorosłość. Nawet nie wiem jak opisać te 'przygody' - interakcje z ojcem, bratem i płcią przeciwną jako że nie da się wywieść w tych wątkach ciągu przyczynowo skutkowego a bohater wije się w paroxyzmach udręk niewiadomej proweniecji. Im więcej czasu zmarnujecie na czytanie tym większa chrapka na jakiś bonus który musi tkwić w zakończeniu... I tu nie mogę niestety zdradzić tej tajemnicy bo to byłby zbyt duży spojler. Pewnie wielu hejtowników zachęconych moją recką sięgnie po tę pozycję i boję się żę popsuje im to lekturę ... W każdym razie książkę polecam jako masochistyczne niewiarygodne męczydło dla wyjątkowych twardzieli i książkowych zboczeńców.
PS. Tytuł też jest bez sensu. Nie wiem kto tam był szczęściarzem a którzy to pechowcy ...
