Śniło mi się, że byłem członkiem załogi, która wyleciała w kosmos i rozsadziła księżyc wystrzeliwując w niego jakiś duży samolot.
Potem wróciliśmy na ziemię i wszystko było takie inne, prawa fizyki się zmieniły i działy się niezłe cyrki. W tym np. to, że będąc w wodzie wchodząc głęboko nie toneliśmy tylko się unosiliśmy. Dowódca oddziału cały późniejszy czas bał się, że szefostwo go wyjebie z roboty, bo to rozjebanie było tak naprawdę nieumyślne. Ciągle miał nadzieję, że przełożony nie ogarnie, że księżyc pierdolnął i Ziemia robi fikołka.
I był też wątek taki, że poznałem przez neta jakąś dziewczynę, z którą miałem iść na piwo, była ona bardzo pozytywnie do mnie nastawiona i nawet dzwoniła do mnie jak nie stawiłem się tak gdzie miałem się stawić, bo akurat wypadła mi misja i byliśmy w kosmosie.
Oceniam ten sen na 10/10. Był zarówno ciekawy jak i miał bardzo miły dla mnie wątek. Szkoda, że obie te sytuacje są dla mnie nieosiągalne ehh xD