Słuchaj, bo to się działo naprawdę, u nas na wsi, pod Laskiem, w 2009 albo 2010. Wszyscy znaliśmy Małego Jędrusia. Chudy jak patyk, włosy białe jak mleko, oczy sine, jakby nigdy nie spał. Miał dziewięć lat i jedno jedyne marzenie: zostać rycerzem. Nie takim z bajki, tylko prawdziwym – z mieczem, z koniem i z zamkiem, który sam sobie zbuduje z desek po starym chlewie.

Matka Jędrusia pracowała w mieście, wracała późno, ojca nie było od dawna. Chłopak żył sam, jak kot dachowiec. Ale jadł tylko jedno: twaróg. Nie chleb, nie ziemniaki, nie kiełbasę – tylko twaróg. Babcia zostawiała mu w lodówce całe kostki, bo mówiła, że „to zdrowe dla kości, będzie rycerz silny”. Jędruś brał łyżkę i żarł prosto z opakowania, aż mu się uszy trzęsły. Po tygodniu śmierdziało w całym domu jak w oborze, ale on tylko się śmiał i mówił: „Rycerze muszą mieć paliwo w brzuchu!”.

I wtedy zaczęło się pierdzenie.

Najpierw ciche, jakby mysz puszczała bąki pod podłogą. Potem głośniejsze – bum, bum, jakby ktoś walił deską o deskę. Jędruś latał po podwórku w tekturowej zbroi zrobionej z pudeł po telewizorze i krzyczał: „To mój rumak! Galopuje na wiatr!”. Jak pierdnął, to naprawdę leciał metr do przodu. Sąsiedzi się śmiali, ale po zmroku już nie. Bo pierdzenie nie ustawało. Całymi nocami. Bum. Bum. Bum. Jakby w chałupie siedziała cała armia.

Po miesiącu Jędruś wyglądał… dziwnie. Skóra mu pobladła jeszcze bardziej, prawie przezroczysta. Oczy zrobiły się ogromne, białka żółte jak ser. I śmierdział. Nie zwykłym serem – czymś słodkim, mdłym, jakby zgniłe mleko zmieszane z padliną. Ale nadal żarł. Tylko twaróg. Babcia przestała kupować w sklepie, bo „za drogi”. Zaczęła przynosić z piwnicy. W słoikach. Bez etykiet. Mówiła, że „to domowy, lepszy”.

Pewnej nocy obudziłem się, bo coś waliło w okno. Patrzę – Jędruś. Stoi pod domem w swojej zbroi, ale już nie tekturowej. Z jakiegoś białego, śliskiego materiału, jakby z twardego śluzu. W ręku trzyma miecz – długi, biały, zakończony czymś, co wygląda jak… odwłok. I patrzy na mnie. Bez mrugania.

– Chodź – mówi – pokażę ci mój zamek.

Poszedłem. Bo się bałem nie pójść.

Zaprowadził mnie do starego chlewu. Drzwi otwarte. W środku… nie było podłogi. Tylko biała, pulsująca masa. Jak twaróg, ale żywy. Pełzał. Miliony małych, białych robaczków, wielkości ziarenek ryżu, tłoczyły się jedno na drugim, wydając ten sam dźwięk co Jędruś – bum, bum, bum. Tworzyły ściany, sufit, tron. Na tronie siedział Jędruś, już nie chłopak. Zbroja z robaków porastała mu ciało, wchodziła w skórę, wychodziła z ust. Zamiast oczu miał dwie czarne dziury, a z tyłka… coś długiego, białego, wijącego się jak ogon smoka.

– To mój twaróg – powiedział głosem, który brzmiał jak tysiąc dzieci naraz. – Zrobiony z nas. My jesteśmy twarogiem. Ty też będziesz.

I wtedy pierdnął. Tak głośno, że szyby w chałupie wypadły. Fala białych robaczków runęła na mnie. Pamiętam tylko, że się dusiłem. Słodko. Mlecznie. Jakby ktoś wlał mi do płuc cały słoik zgniłego sera.

Rano znaleźli mnie w chlewie. Leżałem w kałuży białej mazi. Żywy. Ale od tamtej pory… jak jem twaróg, to czuję, że coś się we mnie rusza. Małe. Białe. Czeka.

A Jędruś? Zniknął. Tylko czasem, jak przejdziesz koło chlewu w nocy, usłyszysz:

Bum.

Bum.

Bum.

Rycerz pierdzi na warcie.


#jesiennewyzwania #creepypasta

Komentarze (4)

Heheszki

Najbardziej mi się podobało gdy uczył się grać na pianinie. Za⁎⁎⁎⁎sta historia

Felonious_Gru

@Heheszki szkoda trochę, że potem oślepł

Heheszki

@Felonious_Gru dokładnie. Płakałem gdy opowiadał Łukaszowi o matce. Co za historia

d7276eba-0149-4b56-b434-f50b3e112a7a
Felonious_Gru

Wszelkie podobieństwo do @AdelbertVonBimberstein zupełnie przypadkowe

Zaloguj się aby komentować