Siema,
W dzisiejszym wpisie o wyprawie w Beskid Żywiecki. Zachęcam do czytania i obserwowania tagu #piechurwedruje
---------
Szczyty: Westka, Pilsko (Beskid Żywiecki)
Data: 23 października 2021 (sobota)
Staty: 21.5km, 7h15, 1.170m przewyżyszeń

Październik roku 2021 okazał się być dla mnie bardzo łaskawym - oto po trzech wycieczkach w góry, które miałem już za sobą w tym miesiącu, zaczęła się kroić czwarta. Byłem całkiem fajnie rozchodzony, więc postanowiłem poszukać jakiejś dłuższej trasy prowadzącej na szczyt, na którym jeszcze nie byłem. W ten sposób, krążąc palcem po mapie w okolicach Babiej Góry natknąłem się na Pilsko.

Na wyprawę chęć wyrazili również kuzynka z kuzynem, a dodatkowo udało mi się namówić koleżankę, dla której miał być to pierwszy wypad w góry w życiu. Miała pewne wątpliwości, czy da radę na tak długiej trasie, ale wiedziałem, że jeździ na rowerze nawet po 200km dziennie, więc ja tych wątpliwości nie miałem.

Około 7:30 dojechaliśmy do Korbielowa, z którego rozpoczynaliśmy wycieczkę. Pogoda była pochmurna, było zimno, ale bezdeszczowo, czyli w sam raz. Zgodnie z planem nie ruszyliśmy od razu na samo Pilsko, lecz żółtym szlakiem udaliśmy się w stronę przełęczy pod Beskidem Krzyżowskim - idea była taka, żeby trochę się rozruszać przed główną atrakcją. Część trasy prowadziła asfaltową drogą obok mniejszych i większych gospodarstw, ale gdy wreszcie skręciła w las zrobiło się bardzo przyjemnie. Jesień kokietowała nas cudną paletą barw, a spomiędzy drzew przebijały wesoło promienie słońca.

Z przełęczy, początkowo błotnistą drogą, poszliśmy niebieskimi szlakiem na Westkę zaliczyć nasz pierwszy szczyt. Widoki z niej były urokliwe, ale nie zatrzymywaliśmy się zbyt długo. Udaliśmy się dalej i po bardzo miłym spacerze trwającym prawie godzinę znaleźliśmy się na przełęczy Glinne przy przejściu granicznym. Zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek i toaletę, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.

Od tego momentu zaczęło się właściwe podejście na Pilsko. Początkowe dwa kilometry były w miarę ok, ale później zaczęło się już ostrzejsze podejście, które mocno dawało w kość. Prawie wszyscy sapaliśmy jak lokomotywy - prawie, bo koleżanka, dla której, jak wcześniej wspomniałem, był to pierwszy wypad w góry, wypruła do przodu jak gdyby nigdy nic i przez większą część wspinaczki jej nie widziałem. Tak czy inaczej, przeciętny turysta na tym odcinku na pewno nieźle się umorduje.

Ostatecznie miarowo zdobywaliśmy jednak wysokość. Las wyglądał przepięknie, wystrojony w żółte, czerwone i brązowe liście. Po drodze były też bardzo fajnie wyglądające krzaczki koloru rdzy o nieznanej mi nazwie. Dodatkową rzeczą, która umilała nam drogę, był widok na Babią Górę, której zachmurzony wierzchołek od pewnego momentu widzieliśmy prawie cały czas, gdy tylko się odwróciliśmy.

Wkrótce drzew zaczęło ubywać, a zamiast nich pojawiła się kosodrzewina, co bardzo nas ucieszyło, oznaczało bowiem koniec naszej męki. Na ziemi pojawił się lód, a zielone gałązki krzaków, które okalały ścieżkę, były pokryte warstwą szronu. W końcu wczłapaliśmy wszyscy na Górę Pięciu Kopców, gdzie skryci między roślinnością (trochę wiało) zrobiliśmy przerwę na posiłek.

Nadszedł czas na zdobycie właściwego wierzchołka. Wąska ścieżką prowadzącą między gęstą kosodrzewiną udaliśmy się na Pilsko i po krótkiej chwili już na nim byliśmy. Na szczycie znajduje się krzyż oraz ołtarz, ale przede wszystkim rozpościerają się z niego wspaniałe widoki na Małą Fatrę, Tatry i Babią Górę. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć i uznaliśmy, że czas zacząć schodzić.

W drodze powrotnej do Korbielowa postanowiliśmy jeszcze wstąpić do schroniska na Hali Miziowej. Schodziliśmy do niego czarnym szlakiem - było stromo, kamieniście, a moje kolana zaczynały się powoli odzywać. Widoczki znowu były bajkowe, tym razem na północną, polską stronę. Doszliśmy do schroniska, w którym było dość tłoczno, ale jakoś udało znaleźć się wolny stolik. Przybiliśmy pieczątki, zamówiliśmy coś do jedzenia i po kilkudziesięciu minutach na regenerację poszliśmy w dalszą drogę.

Do samego już Korbielowa schodziliśmy żółtym szlakiem. Ponownie syciliśmy oczy jesiennymi barwami, którymi częstowała nas las. Trasa minęła całkiem szybko, jak to przy schodzeniu. W jednym tylko miejscu, przy mostku nad Buczynką, zrobiliśmy małą przerwę, aby z kuzynem pomoczyć w niej stopy. Moja odporność na tak dostarczone zimno jest zerowa, więc po kilku krótkich sekundach okupionych przeraźliwym wyciem wyskoczyłem z wody. Mimo wszystko lubię to robić po dłuższych wycieczkach, bo przynosi to stopom dużą ulgę i czuję, jakby się rozluźniły.

Od tamtego momentu reszta trasy prowadziła już asfaltem. Dotarliśmy do zaparkowanego auta, przebraliśmy się i udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Wyprawa była ekstra, szlak był bogaty w bardzo ładnie wyglądające miejsca, których urok został dodatkowo uwypuklony przez jesień. Postanowiłem, że wrócę na Pilsko, a możliwość ku temu nadarzyła się prawie 1.5 roku później - ale o tym w innym wpisie.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
ae8c04ad-2a77-48ea-b870-d47f5d480eb1
7c2e926e-356f-49c6-ab6f-7db744980c09
6346126e-d770-408e-b76b-a423351586c3
114111d9-b055-4264-8ba8-3e27a6694215
b7018fcf-f9b7-425f-807c-9442d2f40706

Zaloguj się aby komentować