Są wśród nas prowokatorzy, którzy piszą "jak zrobisz martwy ciąg na początku treningu na pewno zrobisz serię z 90 kg". (przecież to tylko 130% masy twego ciała, na pewno dasz radę). Nie będę rzucać nickami, ale wierzcie mi, są tacy wichrzyciele. I oni oczywiście kłamią. Bo udało mi się zrobić z 90 kg tylko jedno powtórzenie i stwierdziłam, że w tym momencie jest to naprawdę niemal mój one rep max. Więc w seriach zeszłam tylko do 75 kg. Na 6 powtórzeń, choć pewnie dałoby się wycisnąć 8.
Oprócz prostowania na ławce rzymskiej reszta ćwiczeń jest z progresem: + 5kg w leg press i przywodzicielach, + 10kg w zakrokach (ale one są na maszynie Smitha, więc to żaden wyczyn), + 2.5 w odwodzicielach.
Zamiast włażenia na boxa (trochę śmiesznie wyglądałam podczas tego ćwiczenia) zrobiłam odwodzenie nóg. Trochę mały ciężar, ale trudno, czasem trzeba po prostu ćwiczyć jak człowiek, a nie jak jakiś dzik.
Unoszenia nóg też bez zmiany.
Teraz najważniejsze - nawet nie wiecie jaką walkę ze sobą musiałam dziś stoczyć, żeby iść na siłownię. Nie wiem czemu, ale obudziłam się z tak sztywnymi i bolącymi plecami, że aż wydało się to dziwne. Miałam problem, żeby w ogóle podnieść się z łóżka, bynajmniej nie przez lenistwo. I przez jakąś godzinę toczyłam ze sobą negocjacje w stylu: "nie pójdę dziś na siłownię, jest niedziela, a chodzę codziennie", potem "no może pójdę, ale np. wieczorem", następnie "no to pójdę teraz, ale wywalę wszystkie trudne ćwiczenia i zrobię trening z youtuba na rozciąganie", aż po (już na samej siłowni): "jeśli zrobię martwy ciąg jako pierwsze ćwiczenie to może da się zrobić go z 90 kg?"
#silownia #trening
