#podzielnysiedzieli 2/N
Trzeba dalej pisać co się zaczęło, jeżeli wena jest.
Trudności zawsze jakieś się pojawiają. Albo też nazywam to cechami, które trzeba zaakceptować lub nad nimi pracować. Jedna z rzeczy, do której musiałem się przyzwyczaić jest to, że moja żona nie jest dobra w okazywaniu uczuć publicznie, ale też w sumie nie za często prywatnie. Kiedy ona uczyła mnie szczerości, ja uczyłem ją buziaka przed wyjściem z domu czy przytulenia na powitanie. Jak najbardziej rozumiem i też z zażenowaniem patrzę na pary, które w miejscach publicznych się całują tak odważniej, ale będąc wspólnie na imprezie posiedzieć przytulonym to chyba nie jest obrzydliwe dla innych czy sprzedać sobie buziaka nie bojąc się, że “ktoś zauważy i się źle poczuje”. Jednak jak najbardziej to rozumiem, ok, nie wymagałem i wszystko gra..
Ale zmierzam do tego tym wstępem, że kiedy już jesteśmy w domu sami, też inicjacja jest dość jednostronna. To ja bywam przylepką, kleje się po buziaka czy proponuje jakieś zbliżenia. Niestety, w tej kwestii się rozjeżdżamy. O ile “technicznie” dobraliśmy się 10/10, to nasze libido nie są zgodne.
Jako mężczyzna dość często myślę o seksie, ale też staram się dopasować do żony. Moje oczekiwania częstego dość szybko zmieniłem na “chociaż raz na tydzień”, a to niestety coraz częściej albo może i nigdy się nie udawało. Raz na dwa tygodnie, czasami raz na trzy, miesiąc. Pocieszające było czytanie, że “inni mają gorzej”, ale nie wystarczające dla mnie. Szczerze rozmawialiśmy, czemu ta ochota występuje u niej tak rzadko? Kiedyś zapytałem: “co jest w takim razie z Tobą nie tak?”. Nie znaleźliśmy odpowiedzi. Powiedzieliśmy: “ten typ tak ma”. Sugerowałem badania hormonów, przejście się do jakiegoś lekarza. Może to wpływ tabletek odstawionych w 2020 po paru ładnych latach użytkowowania? “Pocieszające” było, że jej top psiapsia gdzieś w rozmowie o czymś przy okazji zwierzyła jej się, że u nich to chyba jeszcze rzadziej to się dzieje.
Muszę przyznać, że troszkę się przez to siebie nie lubiłem. Może to ze mną jest coś nie tak? Wkurwiająca sprawa to męskie hormony, które przez te okresy posuchy poznałem. Mija ten tydzień i dwa i zaczynasz patrzeć w każdą stronę za widokami, chodzisz naburmuszony, zły, jesteś nieprzyjemny. Czułem się jak zwierzę i to jest bardzo przykre uczucie. Ale to przecież chyba naturalne, co robię źle, że czuję potrzebę i chce ją zaspokoić, nie po to bierze się ślub?
Opisany wyżej problem dość długo nam towarzyszy. Jak dojrzeje do następnej części to pojawi się kolejny wpis. Nie mam planu co gdzie kiedy napisze, więc przepraszam za ewentualny chaos.