Podróżnicy wynajęli do pomocy kilku Indian południowoamerykańskich i kupili ciężką, nieporęczną pirogę, którą zamierzali się przemieszczać.
Na pewnym etapie podróży trzeba było przeciągnąć ją po ostrych kamieniach w palącym tropikalnym słońcu. Wszyscy uczestnicy włącznie z Liedloff musieli partycypować w tym przedsięwzięciu i każdy wyszedł z tego ze skaleczeniami, siniakami i poparzeniami. Pisarka zauważyła jednak coś interesującego: podczas gdy Włosi traktowali każdą ranę i każdy guz jak kolejny problem, Indianie interpretowali całe to doświadczenie jak zabawę. Reagowali śmiechem na nieprzewidywalne ruchy pirogi. Kiedy przygniatała ich do gorących kamieni, nie dostrzegali w tym powodu do narzekań, lecz pretekst do następnego wybuchu wesołości. Liedloff opisuje to tak:
Wszyscy wykonywali tę samą pracę, wszyscy doznawali tego samego napięcia i bólu. Jedyna różnica polegała na tym, że my zostaliśmy przez naszą kulturę ukształtowani tak, żeby na skali dobrego samopoczucia tego rodzaju okolicznościom przypisywać najniższe oceny, i raczej nie braliśmy pod uwagę, że możliwe tu są także inne opcje. Indianie, tak samo nieświadomi faktu, że mają w tej kwestii jakiś wybór, byli w bardzo pogodnym nastroju i bawili się w atmosferze koleżeństwa; rzecz jasna, nie mieli wpojonego lęku, który zatruwałby im mijające dni. Każde przesunięcie łodzi do przodu było dla nich małym zwycięstwem.
Liedloff postanowiła pójść za przykładem Indian. Gdy zaczęła traktować przenoszenie pirogi jak grę – swego rodzaju zabawę – to uciążliwe zadanie wydało się jej znacznie łatwiejsze. Interpretując problem na swojej drodze jako element rozgrywki, możemy radykalnie obniżyć jego skutki emocjonalne.
William B. Irvine, Wyzwanie stoika
#stoicyzm

