Pobawił się trochę nową "piórową" zabawką - drugie budżetowe #piorodlamankuta w kolekcji!
Tym razem wybór padł na Faber-Castell Grip Pearl Edition, pióro F.
Z paletą kolorów zaszalałam i wybrałam miętowe.
Punktem odniesienia będzie posiadany już Pelikan (do czegoś trzeba się odnieść).
Pióro jest estetycznie wykonane. Plastik jest ładny, w miarę spasowany, uchwyt jest "miękki", ale nie tak jak w Pelikanie. Jest równie lekkie (zero zaskoczenia przy plastiku), ale cieńsze w obwodzie. Tutaj też jest mniej wyprofilowany chwyt, co okazało się jak na razie dla mnie mniej wygodne, ale może muszę się przyzwyczaić, za dużo nim nie popisałam.
Stalówka jest cieńsza, na kartce z drukarki trochę się atrament bardziej rozlewa, ale w zwykłym zeszycie w kratkę lepiej widać różnicę w rozmiarach i ten jest cieńszy w kresce, co jest fajne przy moim drobnym piśmie - nie muszę się wysilać i pamiętać o stawianiu większych liter dla zachowania czytelności tekstu.
Minusem jest żałośnie mały nabój dołączony do pióra, ale tym się zajmiemy później. Już jest czym napełniać xD
#piorawieczne
