Platforma, partia liberalna, partia wolnego rynku, a zarazem o konserwatywnej genezie, mogła była zyskać poważny rezerwuar głosów wśród nowej warstwy prowincjonalnych przedsiębiorców.
Mogła, gdyby dotrwała jako poważna siła polityczna do momentu w którym świadomość nowej, prowincjonalnej klasy średniej „dogoniła” jej nowy sposób życia.
Jednak po 2015 r. Platforma stała się sfrustrowaną partią ancien régime, obiecującą swoim wyborcom, że przegoni znienawidzonego Kaczyńskiego, żeby znów „było, jak było” i rozpaczliwie walczącą z Nowoczesną Ryszarda Petru o ich głosy. I w ten sposób zamknęła się na elektorat prowincji, oddając go walkowerem Kaczyńskiemu. Który zdyskontował odczuwaną przez ten elektorat po 2015 r. – niebędącą bezpośrednio zasługą jego partii – prosperity, a zarazem dowartościował prowincjonalną klasę średnią, otwarcie afirmując jej wciąż konserwatywną obyczajowość, jej przywiązanie do Kościoła i jej niezbyt wyrafinowane gusta. Temu służyła promocja disco polo w TVP Kurskiego: PiS, będąc ekonomicznie partią socjalną, kulturowo otworzył się na prowincję. W czym niemały udział miała wielkomiejska pogarda, nie tyle samej Platformy, co części jej wyborców, w tym zwłaszcza liderów opinii, traktujących tę prowincję w najlepszym wypadku z nieufną wyższością.
Istotnie, prowincjonalna klasa średnia była w wymiarze kulturowym inna niż wielkomiejska. Różnice te jednak z upływem czasu ulegały stopniowemu zamazaniu, a Kaczyński również popełnił błąd: afirmował nie tyle „nową prowincję”, co swoje o niej wyobrażenie, zaś wyobrażenie to było równie inteligenckie, jak to prezentowane przez medialnych akolitów Tuska, a co gorsza – nie nadążało ze zmianami w zbiorowej świadomości.
Prezes PiS postrzegał prowincję jako głęboko konserwatywną i widział w niej depozytariusza tej polskości, o której w Polsce naszych marzeń pisał, że „Jedyny system wartości, który w Polsce realnie funkcjonuje, to system wartości głoszonych przez Kościół”. I w roku wydania tej książki, czyli w 2011, rzeczywiście jeszcze tak było; jednak 9 lat później już nie.
Sądzę, że poparcie, którego udzieliła prowincja Kaczyńskiemu w 2019 r., wynikało w znacznie mniejszym stopniu z jego konserwatywnych i prokościelnych deklaracji, a w znacznie większym – z tego, że okres jego rządów utożsamiała ona ze swoim sukcesem ekonomicznym, zaś w przekazie PiS odnalazła szacunek i afirmację dla swojej kulturowej odrębności, antidotum na wielkomiejską pogardę. Oczekiwała jednak szacunku co do from swojej tożsamości, nie zaś przymusowego napełniania ich kościelną treścią.
(Z książki Transnaród. Polacy w poszukiwaniu politycznej formy)
#polityka