@Dudlontko też się bałem, język znałem ok ale nie mówiony w realu. Też się wstydziłem. Jak dzwoniłem to wychodziłem z hostelu i dzwoniłem na ulicy.
Wyjechałem w ciemno.
Wynająłem hostel i szukałem pracy. Wymieniłem prawo jazdy i chodziłem na rozmowy o pracę. Prace w zawodzie znalazłem po 2.5 miesiącach.
Wtedy przyjechała żona i córka. W tym hostelu mieszkaliśmy jeszcze chyba 4 czy 6 miesięcy ze wszystkimi tobolami w jednym pokoju (plus wspolna łazienka i kuchnia).
Potem wynajęliśmy mieszkanie (potrzebne były referencje z hostelu).
W tym mieszkaniu mieszkaliśmy 1.5 roku i kupiliśmy dom. Dom mamy już 8 lat i zostało mi jeszcze 4 lata spłacania.
Jezdze tirem. Zarabiam 16-18k na rękę zależnie od ilości godzin. Wożę wyśmiewane na wykopie bułki.
Teraz mówię nieźle po angielsku (swobodnie), żona jest managerem a córka ma 12 lat, mówi płynnie po angielsku (to chyba oczywiste) i ma angielskie przyjaciółki.
Po prostu w Polsce mieliśmy taką lipę, że zmotywowałem się odpowiednio. Tam po tych 1p latach miałbym pewnie spłacone 8 lat kredytu i kolejne 17 lat przed sobą. Tu żyje swobodnie. W pracy luz co przekłada się na spokój w rodzinie.
Z żoną zarabialiśmy w 2013 5.5k netto i nic nam nie zostawało. Teraz pewbie bysmy mieli z 9-10k ale to dalej jest mało bo wszystko podrożało.
Oprócz pieniędzy jest wiele innych czynników wpływających na fajne życie zq granicą. To, że nie czujesz się ruchany przez państwo, to że urzędy i obsluga klienta traktują cię "nasz klient nasz pan" a nie "co chciał?" itp itd.
Rodzina cię nie wykarmi, ważne jest to co jest dobre dla Ciebie. Moi rodzice wsparli mnie w moim pomyślę. Potem kupowałem im bilety, żeby do mnie przyjeżdżali.
Obecnie mama mieszka ze mną a z ojcem (rozwiedli się 2 lata temu) i siostrą specjalnie nie utrzymuję kontaktu.