#nowehoryzonty #filmy #kino
Po 25. edycji festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu - było ostro, 48 seansów jebnięte, więc można się domyśleć, że nie poszłam na łatwiznę, tylko szurałam mordą po kinowym ekranie all-day-long!
Na początek może dwa filmy, które mogą być znośne lub raczej oglądalne dla widza mainstreamowego.
ALPHA
Najważniejszym seansem do złapania dla mnie był najnowszy film Julie Ducournau "Alpha". Mimo, że znajomi powtarzali, że podobno duże rozczarowanie, że ma krytyczne recki. Ale ja się uparłam i koniec. I było warto upolować seans. "Alpha" nie odbiega, moim zdaniem, od "Mięsa" ani od "Titane", i właśnie w tym widzę przyczynę mniejszego zachwytu - po prostu wymagania wobec Ducournau (w końcu złapała Złotą Palmę jako druga kobieta w historii) są wymaksowane. "Alpha" jest lżejsza w sensie bodyhorrorowym od poprzednich filmów, ale podobnie jak poprzednie jej filmy to film o rodzinie. I to jest clue sukcesu tego filmu w moich oczach. Tam gdzie wchodzi zaraza, tam rodzina traci rozpęd, zmierza ku przepaści, chyba że przepracuje traumy na żywca, tu i teraz. Znakomite kino. 9/10.
https://www.youtube.com/watch?v=vrBEZNAiJIA
SIRAT
Ten film jest albo kochany albo znienawidzony. Znienawidzony za dziury logiczne, za nie trzymający się kupy scenariusz, za brak przesłania? Ale strona formalna tego filmu to sztosiwo totalne. Pustynne krajobrazy, gdzie ziarnka piasku unoszą się milimetry nad ziemią gdy z ogromnych głośników nawala rave.
Ojciec szuka zaginionej córki, która miesiące temu wyruszyła w pogoń za pustynnymi imprezami rave. Towarzyszy mu syn i pies, a niebawem zyska i inne towarzystwo, wręcz freakowe, zafiksowane na jeżdżeniu z jednej imprezy rave na kolejną. "Sirat" będzie skręcał wiele razy w sensie gatunku, niczym samochody pędzące przez pustynie. Mad Max w rymie rave. 9/10.

