Nie wiem czy śnią mi się jakieś miłe rzeczy, za to bardzo często pamiętam te przykre.
Tak było i dzisiaj, kiedy obudziłem się cały zalany potem.
Akcja działa się w miejscu gdzie mieszkałem z siostrą i rodzicami. Siostra biegnie po klatce schodowej i wydziera się "zaraz zacznie się wojna, uciekajcie!!". Kilka sekund później widać i słychać za oknem spadające rakiety, jednak nie trafiają naszego budynku. Wszyscy uciekają ze swoich mieszkań, a ja z tego szoku otwieram lodówkę i pakuję wszystko co się da do reklamówek.
Nie pamiętam co dokładnie działo się bezpośrednio po tym zdarzeniu, ale późniejszy przebieg już tak.
Większość ludzi zabiły rakiety, jeżeli ktoś chciał być sprytny i uchować się pod ziemią, to ten plan nie mógł się udać.
Chodziło o to, że rakiety były tylko fazą wstępną. Pozwoliłem sobie wygenerować obrazek co mi się śniło. W dalszej części snu każdy metr kwadratowy rozwalały ogromne maszyny. Działało to na takiej zasadzie, że maszyna wbijała swoje długie nogi w ziemię i przez kilka sekund obszar był niszczony czymś w stylu eksplozji/ekstremalnych wibracji.
Z rana pomyślałem sobie jak muszą się czuć osoby dla których takie rakiety to codzienność, a nie nie tylko przykry sen.
#sny #rozkminy
