Najbardziej w życiu żałuję straconego czasu. Czasu spędzonego na bezsensownym skrolowaniu internetu, siedzeniu w domu albo ciągłym upijaniu się w knajpie i leżeniu godzinami w łóżku. Nagle z osiemnastolatka stałem się rozsypujuącym się, samotnym, trzydziestodwulatkiem z długami i pracującym fizycznie zagranicą, tak naprawdę bezdomnym w Polsce. Osobą na chwilę obecną bez perspektyw na życie. Własna kawalerka i praca na jedną zmianę bez brudu i hałasu w Polsce i otoczeniu znajomych? Wątpię. Miałem ćwiczyć grę na gitarze, robić zdjęcia, nauczyć się programowania, malować-wszystko odkładane na jutro, które nie nadchodzi. Jakby mnie przygniotła wielka betonowa płyta pod którą się jednocześnie leży i cierpi, ale daje pseudokomfort i przyzwolenie na nic nierobienie i nijakie trwanie.
Czasami się zastanawiam, a może jednak powinno tak być? Może powinienem się cieszyć, że w ogóle żyję? Że nie jestem kaleką przykutym do wózka albo co gorsza zależny od rodziny. Zawszę mogę spakować swoją walizkę i ruszyć gdziekolwiek.
Ale czuję, że tak dalej nie może być- za dziesięć lat będę przy obecnym postępowaniu zniszczonym czterdziestolatkiem napierdalającym w fabryce i mieszkającym z kimś w pokoju na emigracji. Widziałem takich ludzi i mam ich teraz przed oczami. Trochę jak ludzkie śmieci. Zapijaczeni mniej lub bardziej i pomarszczeni.
Zegar tyka, jutro też jest dzień.
#przegryw #przemyslenia #zalesie