Moja pierwsza nowoczesna gra planszowa
Całkiem późno wszedłem w świat gier planszowych. Oczywiście tych nowoczesnych, bo w chińczyka, grzybobranie, snake&ladders czy kultowe eurobiznes zagrywałem się od podstawówki. Potem doszły gry karciane na standardowej talii kart i scrabble czy 5 sekund. No i na tym w sumie zakończyłem poznawanie tej sfery rozgrywki na długie lata.
Chyba w 2018 zostało to popchnięte w przód. Z pomocą można powiedzieć przyszedł netflix, którego wówczas nie oglądałem oraz jeden z seriali, którego też nie obejrzałem do teraz. Jak mi to pomogło wejść w świat planszówek, jeżeli w ogóle mnie to nie dotyczyło?
O nowoczesnych grach oczywiście dowiedziałem się przez moich znajomych, którzy na popularności serialu Gra o Tron kupili grę planszową o tym samym tytule. Dwa tygodnie słuchałem opowieści o wielkich emocjach, zdradach, podbojach i innych rzeczach dziejących się w Westeros. W końcu i na mnie przyszła pora żeby zmierzyć się z innymi rodami w tej, jak opisywali fenomenalnej grze.
Po mozolnym słuchaniu zasad, które były opowiadane tak słabo, że szybciej wyszłoby po prostu podanie mi do ręki instrukcji obsługi (wtedy o tym nie wiedziałem, widząc dużo tekstu żeby zacząć grać byłem lekko odrzucony) wybraliśmy swoje rody, wystawiliśmy planszetki i skrzętnie posegregowaliśmy kapsle akcji. Pierwszy zgrzyt wskoczył jak ktoś chciał przenieść wojska drogą morską, z sytuacji wynikało, że ani my, ani instrukcja nie wie co zrobić aby je przerzucić, więc przerwa trwała dość długo. Wróciliśmy do rozgrywki i przepychanek na planszy, które były dla mnie niesamowicie, na prawdę, niesamowicie nużące. W ogóle nie czułem emocji z tym związanych i raczej nie interesowało mnie zwycięstwo w tej bardzo ciągnącej się wówczas dla mnie grze. Znajomi byli lekko zdziwieni opinią, że ta gra w ogóle mi się nie podoba, nie mniej jednak zainteresował mnie sam zamysł budowania wojsk i przepychanki na mapie zdobywając tereny i surowce. Tak więc po przyjściu do domu zacząłem wertować internet w poszukiwaniu czegoś podobnego.
Google tym razem szczęśliwie pomogło i moim oczom ukazała się strona Rebela wraz z cykladami od Bruno Cathali. Miały wszystko czego potrzebowałem - figurki, kolorowa mapa, starcie wojsk, monety, była w przystępnej cenie i co najważniejsze - nie była grą o tron.
Po kilkunastu minutach czytania zamówiłem swój egzemplarz, zanim przyszedł to instrukcję znałem na pamięć. Zwerbowałem ekipę i tak zaczęliśmy wspólnie grywać, potem zwerbowałem kolejnych i kolejnych, z kolejnymi partiami wyłapywałem patologie cyklad, które niwelowałem kolejnymi dodatkami. Świat planszówek zaczął mnie wchłaniać, ale z cykladami jako moją jedyną grą spędziłem ok. roku. W tym czasie chyba każdego weekendu wraz z piwkami niosłem dumnie moje pudło mitologicznych stworów i wątłej jakości plastiku. Dzięki temu zaraziłem do planszówek też wielu znajomych, którzy nie znali tego typu gier. Nie raz mówili, że poszli gdzieś do znajomych i grali w planszówkę, ale jakąś taką za prostą, bez polotu.. Całkiem miło było słyszeć takie słowa.
Od tego czasu moja kolekcja rozrosła się do ok. 20 tytułów + dodatki, a samemu ograłem mniej lub bardziej myślę, że 60-70 różnych gier.
Jak zaczęła się wasza przygoda z grami planszowymi, byliście mocno namawiani do gry, czy raczej ciekawi co to pudło, które ktoś przyniósł skrywa?
Wołam @Oczk

