Mija już kolejny dzień po moim węglowodanowym obżarstwie i choć wróciłem już do porannych OMAD i regularnych kalorii, to kolejny dzień od popołudnia jestem autentycznie głodny. Normalnie zapomniałem jakie to uczucie - masakra. Wczoraj i przedwczoraj musiałem załadować po kuloodpornej kawie po południu, ale dzisiaj już basta, bo to do niczego nie prowadzi. No nic, piję gorącą wodę i mam nadzieję, że na dniach się to uspokoi.
Niechcący zdaje się obudziłem wewnętrznego grubasa, który krzyczy: "daj mi cukru!!!one!!one!!"
Rok temu po takim wyskoku na święta, wpadłem w tygodniowy ciąg na ciasta oraz słodycze i przytyłem kilka kilogramów. Nie mówię, że węgle to zło, ani że keto to jedyna droga, ale ja nie widzę innej dla siebie. Węglowodany okołotreningowo wchodzą jednak regularnie, bez negatywnych konsekwencji.