Miało już nie być Taif Al-Emarat, ale @wujekbilly podzielił się dwiema pozycjami z linii GCC, która na papierze wydawała się być bliższa bliskowschodnim tradycjom.
Taif Al-Emarat Bahrain
Świeży pieprzno-cytrusowy początek trwa krótko i perfumy szybko przechodzą do aktu głównego, gdyż już po chwili pojawia się skóra i tonkowo-waniliowa słodycz. Nie są to jednak wcale jadalne gourmandowe słodkości, gdyż Bahrain nie jest ani przesadnie słodki, ani nie wyczuwam etylomaltolu. Wręcz przeciwnie, sprawia luksusowe wrażenie, jak jasna skórzana tapicerka drogiego auta, w którym ktoś użył waniliowego zapachu. Na stronie producenta nie ma ani słowa o skórze, więc może mi nos płata figle. Zresztą z czasem ten skórzany charakter również łagodnieje, a w zamian dochodzi kremowy sandałowiec. Niestety w tym momencie doświadczam blinda na ten zapach i czuję tylko delikatną waniliową poświatę, choć otoczenie twierdzi, że pachnie wyraźnie. Jeszcze kapka została, mogę komuś oddać, skoro i tak go nie czuje. Za to na papierze siedzi dwa dni i dodatkowo mój nos wykrywa przestrzenny akord landrynkowy, który kojarzy mi się z twórczością Paolo Terenzi i jest obecny w większości jego kompozycji. Na skórze na szczęście już tego nie czuję i dobrze, bo to jeden z głównych powodów dla których omijam TT i liczne marki-pociotki.
Taif Al-Emarat Oman
W otwarciu pierwsze skrzypce gra szafran nadając mu świeżości w formie zielonej, niemal mentolowo-medycznej. Po chwili dołączają do niego akordy drewniane i żywice sosnowe z lekkim dymkiem i zgaduję, że to taki gatunek zastosowanego kadzidła. Przez chwilę miałem skojarzenie z Milano Fragranze Basilica, tylko Oman sprawia wrażenie bardziej suszonego rozmarynu, a Basilica przybiera nieco pudrową sproszkowaną teksturę. Podobieństwo maleje z czasem, gdy wyraźniej daje znać o sobie szafran, na szczęście nie sterylny ganymedowy, a raczej kojarzący się ze skórą do tego stopnia, że nie mogę się oprzeć wrażeniu obcowania z grubym kawałkiem bydlęcej dwoiny. Jest też jakiś element kojarzący się z sziszą. Kadzidlak? Nie, w powietrzu perfumy pachną głównie rozmarynowo-skórzanie. Również i oud w delikatnej lekko podfermentowanej formie czuję dopiero gdy się świadomie wwącham z bliska. Proste, przyjemne i oryginalne pachnidło.
Oba zapachy z linii GCC oceniam wyżej pod względem walorów kompozycyjnych niż dwa testowane wcześniej z linii Taif. Pomimo niewielkiego skomplikowania konstrukcji skupione są wokół wyrazistego motywu przewodniego. Nadal jednak nie urzekły mnie na tyle, żebym myślał o flakonie. Natomiast trzeba mieć na uwadze, że są zdecydowanie bliżej niszy, czyli mniej wpasowują się w gusta masowe, gdzie za T10 wleciał komplement już pierwszego dnia, co jest u mnie rzadkością.
Ilustracja: zajumana ze strony producenta
#perfumy #arabskieperfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
