Miałem hulajnogę przez koło 5 lat. Na zimę wazne jest żeby nie zostawiać jej rozładowanej, ani w pełni naładowanej. Jak zostawiłem rozładowana albo sama się rozładowała w trakcie to później nie chciała wstać, trzeba było zostawić ją na dłużej podłaczoną mimo że nie pokazywała że ładuje to jednak ładowała i udało się uruchomić.
Przez 5 lat degradacja może jakaś była, ale nie duża.
Jak już kupisz to przetestuj drogę hamowania i jeździj z pokorą, każdy jeździ bez pokory, pamiętając że jest to jeden z najniebezpieczniejszych pojazdów i nie bez powodu załozono na niego ograniczenie 20km/h. Chociaż ciężko to zrozumieć bez pierwszej wywrotki/nieprzyjemnej sytuacji.
Sam porzuciłem hulajnogę elektryczna bo tym nie da się bezpiecznie jeździć. Droga hamowania z 25-30km/h liczona w metrach, ścieżki rowerowe obok chodników lub ciągi pieszo rowerowe - obok dzieci, ludzie z psami czy też ludzie zmieniający kierunek więc albo jedziesz koło 20km/h lub mniej by móc zahamować albo ryzykujesz spotkanie z ludzką głupotą a prędzej czy później się z nią spotkasz czy to na jezdni czy ścieżce/chodniku. Dopiero jak nie masz ludzi na horyzoncie to można normalnie jechać. Hamulce w tych pojazdach działają srednio - to nie rower który hamuje prawie że w miejscu bez obawy o wywrotke. Najlepiej jeździ się więc po ulicy, tylko tutaj kwestia prawna, braku możliwości sygnalizowania manewrów, ogólnej niepewności - fizyka na hulajnodze elektrycznej jest przeciwko tobie i znów te hamulce. Jadę parę metrów za samochodem 30km/h, on jedzie szybciej, nagle widzi wolne miejsce i zwalnia prawie do zera, ja widząc to hamuje i ląduje jakiś metr za samochodem mimo że jechałem parę metrów za nim , ktoś dojeżdża do skrzyżowania a ja już wiem że mu wymuszę bo z tej prędkości to nie wyhamuje przed skrzyżowaniem do którego dojeżdżam, więc zamiast przyjemności z jazdy to jest pełne skupienie, niezależnie gdzie jedziesz i przewidywanie niebezpieczeństw na przód, albo jazda YOLO która jest dobra do czasu - nie brak jest takich osób.
A jak będziesz miał wypadek to zamiast polecieć na bok i złamać rękę jak na rowerze to polecisz do przodu. U mnie skończyło się na lekko uszkodzonych nadgarstkach (wyszlo po latach) i rozciętym łuku brwiowym po spotkaniu z samochodem ktory mnie potrącił. Gdy widziałem że mnie potraci to było za późno na hamowanie więc dodałem gazu, zahaczył mnie o tylnie koło, było to na początku jazdy, jakbym jechał rowerem to dałbym po hamulcach i bym lekko przewrócił się na bok, później jeździłem parę lat ale nadal zdążały się różne sytuacje.