Mam pewne rozkminy na temat autyzmu, które stanowią przeciwwagę dla dzisiejszego interwencjonizmu w życie autystyka wysokofunkcjonujacego. 

Jest to też niejako wpis traktujący o tym jakie kiedyś było podejście do osób z widocznymi cechami autystycznymi i jakie efekty może to powodować z perspektywy osoby przed 30stką.


Pierwsze moim autystycznym objawem było to że późno zaczałem mówić, na tyle że powinno to wzbudzić zainteresowanie wokół, i wzbudziło, chodziłem do logopedy. We wczesnym dzieciństwie miałem sporo objawów - fascynacja napisami końcowymi w filmach, ciekawiły mnie one bardziej niż film, byłem mocnym niejadkiem, samotnikiem który albo nie bawił się z rówieśnikami, albo skupiał się na zabawie a nie na kontaktach z nimi. Przedszkole przechorowałem, za to pójście do szkoły było dla mnie ciężkim doświadczeniem. 


Chodzenie do szkoły powodowało u mnie wszelkie możliwe objawy typu biegunki, wymioty. Skarżyłem się na hałas i na zapachy. Wtedy też byłem u psychiatry, dostałem jakieś leki na uspokojenie które nie pomagały i zostały wycofane, zaś mi przeszło z czasem choć trochę to zajęło a uraz do małych dzieci mam do dziś. Życie szkolne na tym etapie było z mojej strony pełne izolacjonizmu, po jakims czasie znalazłem znajomego a właściwie kumpla do gier. W szkole podstawowej szło mi średnio, miałem oceny trójkowe, nie wstrzeliwałem się w klucz. Na tym etapie nikt na mnie uwagi nie zwracał bo nikomu nie zawadzałem, nie wiele też ode mnie wymagano. Rodzice widzieli że jestem inny, ale nie próbowali z tym walczyć. Dawano mi wolną rekę w wielu rzeczach typu organizacji dnia, bylebym tylko zdawał, a wraz z wolna ręka wypełzły objawy ADHD na pierwszy plan, robienie kilku rzeczy na raz itp. Od gimnazjum zawsze jak wychodziłem na zewnątrz miałem muzyke w słuchawkach, nieświadomie tak pokonywałęm nadwrażliwość na dzwieki i zaspokajałem ADHD.


Ten pierwiastek ADHD umożliwił też moją socjalizacje od etapu gimnazjum nauczył niejako funkcjonować w społeczeństwie i dobrze się maskować, wiedziałem że musze utrzymywać pewien kontakt wzrokowy, na pytania odpowiadać dłużej i zadawać różne pytania mimo że nie jestem zainteresowany na nie odpowiedzią. Mimo wszystko zawsze miałem tylko 1-2 osoby z którymi rozmawiałem w sposób naturalny dla mnie i mnie tolerowały, jak się później okazało u jednej z nich podejrzewam autyzm a u drugiej adhd, integracja z cała resztą była pelna społecznych wtop. W gimnazjum miałem objawy fobii społecznej i wiele rzeczy typu wyjście do baru sprawiało mi problem, tutaj duży wkład miała moja przyjaciółka która w sposób naturalny zabierała mnie w różne miejsca, a gdy już się oswoiłem to kazała mi np. samemu coś zamówić. Uczyłem sie słabo, mature z matematyki ledwo zdałem, na tym etapie ktoś mogłby posyłać mnie na korepetycje, probować ze mnie robić prymusa, lub stwierdzić że ze mnie będzie już tylko pracownik fizyczny tymczasem , gdy trafiłem na studia na swoja niszę to miałem stypendium naukowe. Pózniej wykorzystałem swój autyzm i adhd by być bardzo dobrym specjalistą w niszowym segmencie IT z dobrymi zarobkami, wszystko to co sprawiało że miałem problemy w szkole jednocześnie wywindowało moją kariere zawodową w góre. Po pewnym czasie autyzm wygrał z adhd, zbyt duza zmienność w IT oraz zbyt ciężkie kontakty z klientami spowodowały wypalenie. Konieć konców skończyłem w nudnej powtarzalnej pracy w księgowości, i tutaj ADHD dostało pierdolca, mózg robił wszystko by nie pracować mimo że chciałem pracować, doszły różne problemy psychiczne co skutkowało szeregiem diagnoz - spektrum autyzmu (w stopniu wysokim), fobia społeczna, zaburzenia lękowo depresyjne a w pózniejszym kroku diagnoza ADHD i to własnie ADHD stało za zaburzeniami lękowo depresyjnymi które z pozytywnymi skutkami są lęczone.


Generalnie jestem zadowolony ze swojego życia, nie próbuje kopać się z koniem, zmieniać siebie by dopasować się do jakiś norm społecznych i cieszę się że i za młodu tego nie próbowano, wiode naturalny dla mnie żywot samotnika piwniczaka, probowałem żyć jak normik ale związki, seks, podróże, konsumpcjonizm i inne rzeczy są nie dla mnie, bardzo długo mi zajeło zrozumienie tego że z racji neuroatypowości mam inne potrzeby.


To co według mnie jest często problemem to traktowanie autyzmu jako odchylenia od normy które trzeba do tej normy naprostować, zamiast zrozumieć jak to działa i pozwolić takim osobą być sobą. Na wykopie czytam doświadczenia innych osób które są na to "leczone" typu:

- terapie grupowe i przymusowa socjalizacja w miejsce zrozumienia że autysta zawsze będzie samotnikiem, otoczonym wąskim gronem ludzi a jego komunikacja polegać będzie na infodumpach na temat jego zainteresowań a nie small talkach. Tego że autysta czesto nie czerpie przyjemnosci z tej całej integracji, rozmów itp.

- psychoterapie na których dziecko co tydzień opowiada o tym jak minał mu tydzień, beż zadnej puenty. 

- jakieś szkoły specjalne 

- traktowanie autysty wysokofunkcjonującego jak niskofunkcjonującego.   


Problemem w próbach wsparcia osób autystycznych jest sam fakt ludzkiej natury to że wsparcie interpretujemy jako działanie a czasami najlepszym działaniem jest brak działania. 


Obawiam się że gdybym był dzieckiem w dzisiejszych czasach to system by podejmował wszelkie działania które miałyby zwiększyć mój komfort obecny, kosztem niesamodzielnej przyszłości. 


1. Na problemy z nadwrażliwością na dzwieki dostałbym słuchawki wyciszające co mogłoby pogłębić problem. 

2. Mogłbym zostać przeniesiony do szkoły specjalnej pomimo że dawałem sobie rade w zwykłej lub zostałaby wdrożona jakaś silna farmakoterapia.

3. Mogłbym być przymuszany do jakiś interakcji społecznych, a to tak jakby próbować leczyć introwertyka z introwersji bo normą jest ekstrawertyzm. 

4. Mogłbym być przymuszany do chodzenia do psychologa/psychoterapeuty, nie z własnej inicjatywy by rozwiązać moje problemy lub zapewnić mi psychoedukacje o tym jak działają ludzie, tylko by próbować leczyć problemy które mają ze mną inni ze względu na ich nietolerancje lub że ten psycholog/psychoterapeuta nie miałby odpowiednich metod dla osób neuroatypowych.

5. Mogłbym dostać metylofenidat mimo że na tamtym etapie nie był mi potrzebny, choć działa on obecnie świetnie to wtedy mogłby pogłębić mój autyzm, zmienić moją nature na etapie jej kształtowania. Jestem zwolennikiem by go podawać wtedy gdy jest faktycznie potrzebny a człowiek bez niego się męczy z samym sobą, najlepiej na jakimś etapie gdy ma sie pewną samoswiadomość. Do tego może i to by poprawiło wyniki w szkole, ale mogłoby utrudnic znaczaco wychwycenie moich predyspozycji.

6.Mogłbym być ciągany na korepretycje, bo syn koleżanki ma lepsze wyniki i z takimi ocenami nic w zyciu nie osiągne. zamiast załapać ze te pojedyncze przedmioty z których mam dobre oceny to moje predyspozycje i zainteresowania które trzeba pielegnować kosztem reszty o ile z nich zdaje.


Tymczasem ja, mając dzisiejsza wiedze jedyne czego bym chciał z perspektywy tamtych czasów to troche ksiażek o ludzkiej psychologii i socjologii, by samemu przeanalizować, wychwycić i zrozumieć jak działają ludzie, czym sie kierują itp. tylko ze na takim czymś nie zarobi ani psycholog, psychoterapeuta, nauczyciel wspomagajacy, szkoła, psychiatra jest to sprzeczne z cała doktryną która nakazuje interwencjonizm.


Według mnie celem powinno być osiągniecie jak największego poziomu samodzielności dziecka, a nie jego bieżacego komfortu z naszej perspektywy. Ten brak samodzielności w przyszłosci może spowodować o wiele wieksze problemy psychiczne niż te które są bieżace. Interweniować należy, ale adekwatnie do problemu jakim on jest dla dziecka a nie dla rodzica czy szkoły, poniekąd też rozumiejąc że zycie osoby neuroatypowej z racji jego odmienności nie będzie lekkie i nie każdy problem da się rozwiązać i że też nie każdy problem jest problem bo bycie osobą neuroatypową to poniekąd płyniecie pod prąd i że nie ma co porównywać ich do osób neurotypowych i probować na siłe z nich takie osoby robić.


Krótko mowiąc trzeba być ostrożnym bo z jednej strony można skonczyć z niesamodzielnym autystą a z drugiej takim który jest samodzielny ale jest to okupione innymi zaburzeniami typu fobia spoleczna, depresja, zaburzenia lekowe, ptsd, generalnie trudny temat.


#autyzm #adhd

Komentarze (1)

Musztarda

Najpierw czytając Twój wpis czułam się w opozycji do tego, co napisałeś i jakie tezy postawiłeś. W ogóle rozmowy o spektrum i rodzajach wsparcia są trudne, bo każdy patrzy przez pryzmat znanego sobie przypadku - siebie, własnego dziecka, osób z otoczenia. I mogą one nie obrazować tej ogromnej różnorodności potrzeb. Nie mogę się zgodzić z tym, że wspieranie dziecka w spektrum, wdrażanie pewnych narzędzi ułatwiających mu funkcjonowanie skutkuje w przyszłości brakiem samodzielności. Pomówmy na przykładzie:

Problem - ogromna męczliwość dziecka przy pisaniu odręcznym. Napisze parę zdań, ale nie ma szans, żeby dał radę napisać dłuższe wypracowanie. Aby sobie oszczędzić trudu, pisze coraz krótsze zdania, skraca wyrazy, poświęca cenny czas na wymyślanie synonimu danego słowa, który zawiera mniej liter.

Rozwiązaniem wspierającym - dostosowaniem do indywidualnych potrzeb dziecka może być zezwolenie na pisanie dłuższych prac na komputerze. Wiadomo - od razu nasuwa się myśl, że dziecko nie ćwiczy ręki. Ale i tak jej nie ćwiczy, bo nie pisze. A dzięki pracy na komputerze przynajmniej ćwiczy stylistykę dłuższych wypowiedzi pisemnych.


Ważne jest znalezienie tych narzędzi, które zadziałają na rozwój dziecka, a nie jego uwstecznienie lub stagnację.


Jednak po przemyśleniu Twojej perspektywy zgadzam się na pewno z tym, że obecnie duży biznes się rozkręcił wokół terapii. Istotą jest znalezienie tego złotego środka. Wciskanie dziecka na wszystkie możliwe terapie zadziała równie źle, co wyparcie diagnozy przez rodziców.

Zaloguj się aby komentować