Maksim Kałasznikow ma serię, gdzie publikuje listy i wiadomości nadsyłane mu przez rosyjskich żołnierzy. Dzisiaj opublikował kolejny.


"

Dziennik staruszka‑rekruta


Ciąg dalszy rozmów z majorem. Armii, rosyjskiej armii, jako sprawnie działającego mechanizmu – nie ma. Są nasi bohaterscy chłopcy na froncie, którzy stawiają czoła wrogowi, oraz ci na tyłach, walczący z biurokratami. I tu, i tam stają się inwalidami lub giną.


Ktoś powie, że przytaczane przeze mnie przykłady to jedynie pojedyncze, odosobnione przypadki. I że niby ogólnie nie jest tak źle! Nie mam zamiaru wszystkich przekonywać, ale każdy, kto choć w niewielkim stopniu zetknął się z realiami życia w armii, będzie mógł z własnego doświadczenia potwierdzić bądź zaprzeczyć moim słowom. Jestem pewien, że zwolenników tego drugiego wariantu będzie o wiele mniej.


Przybyło nas do pułku, do punktu stałej dyslokacji (PSD), kilka osób – rannych, okaleczonych. Od razu nam dano do zrozumienia, że nie cieszy ich nasze przybycie. Bo trzeba przydzielić łóżka, a jednocześnie nie można nas włączać do służb i prac gospodarczych. W skrócie – jesteście bezużyteczni! Trzeba powiedzieć, że dla dowódców w PSD stanowimy faktyczne obciążenie. Służba medyczna garnizonu działa niemrawo – ranni muszą czekać po kilka dni pod drzwiami, żeby dostać się na wizytę lekarską. A przyjmują jedynie przez dwie godziny dziennie. Na swoją kolej czeka codziennie po sto osób i więcej… Komisja lekarsko‑wojskowa (KLW) rozpatruje sprawy długo, a jeszcze dłużej trwa oczekiwanie na sporządzenie dokumentów. Facet na sąsiednim łóżku, już wykomisjonowany, czeka na pieczątkę i podpis od miesiąca. Kto mi znowu powie, że to tylko pojedynczy przypadek?


Byłem ranny cztery razy. Praktycznie wszędzie panuje chaos i obojętność, łagodzone jedynie życzliwością i współczuciem osób niezwiązanych z systemem zarządzania. System jest przegniły i jeśli cokolwiek działa, to jedynie dzięki staraniom poszczególnych ludzi.

"


"Maksim Kałasznikow, właściwie Władimir Aleksandrowicz Kuczenko, to rosyjski pisarz, publicysta i aktywista polityczny, znany z kontrowersyjnych poglądów oraz krytyki współczesnej Rosji. Urodził się 21 grudnia 1966 roku. Jego twórczość koncentruje się na gloryfikacji Związku Radzieckiego i jego systemu politycznego, a także na krytyce obecnych władz Rosji. Kałasznikow często wyraża obawy dotyczące relacji Rosji z NATO oraz potencjalnego zagrożenia wojną nuklearną[1].


Kałasznikow jest zwolennikiem idei "federacyjnego imperium rosyjskiego", które miałoby obejmować nie tylko Federację Rosyjską, ale także Ukrainę oraz części Białorusi, Mołdawii i Gruzji. Jego poglądy są często uważane za skrajnie nacjonalistyczne i neo-stalinowskie, co przyciąga zarówno zwolenników, jak i krytyków[1].


W kontekście swojego kanału Roj TV często zapraszał na rozmowy rosyjskich nacjonalistów takich jak na przykład Igor Girkin. W Polsce znane jako "debaty piwniczne".


Kałasznikow jest również autorem wielu książek i artykułów, w których porusza kwestie związane z historią Rosji, ekonomią oraz militarną strategią[1].


"


#aryocontent #rosja #wojna

4a9f8779-9e59-49ef-9e90-48114d8a7fe4

Komentarze (3)

Aryo

A tu wpis wczorajszy


"

Dziennik staruszka‑rekruta


(Czterowers na motywach dawnej pieśni o płonących stanicach i towarzyszu podróży Golicynie).


„Czwartą dobę koszary bez światła,

Czwartą dobę w ciemnościach miasteczko tonie.

Siedzimy bez ciepła, bez wody, bez obiadu.

Żołnierzu, wytrzymaj. Służysz, synu!”


To o „czterech dobach” w wersie piosenki jest przesadzone. Ale przez te pół doby, gdy nie było prądu, żołnierze nie zjedli śniadania ani obiadu. Były polowe kuchnie, lecz nikt nawet nie pomyślał, by je uruchomić. A nawet gdyby spróbowano, od razu by się nie udało: trzeba było znaleźć drewno. Jeśli natomiast odpalać na oleju napędowym – w zbiornikach zgromadził się kondensat, przewody przeciekają, dysze należy przedmuchać. Słowem, jeśli kiedyś zaczną karmić z polowej kuchni, to na pewno nie tego dnia.


Autorowi tych dziennikowych zapisków można zarzucić, że wszystko widzi w ponurych barwach. Owszem, w życiu armii zdarzają się odosobnione przypadki. Po co, pytają, szerzyć negatyw? Zgodziłbym się z tym stwierdzeniem, gdyby te negatywne przypadki faktycznie były odosobnione i rzadkie – i gdyby natychmiast je usuwano, niszczono, zwalczano. Ale tak nie jest!


Słusznie powiedział major, z którym rozmawiałem (jego szczere wypowiedzi zostaną jeszcze spisane), że organizacyjnie rosyjskiej armii nie ma. Powtórzę jego słowa:

„Armii jako efektywnie walczącej organizacji nie istnieje. Istnieje bohaterska ofiarność żołnierzy, którzy walczą mimo całego tego nieuporządkowania, bezmyślności, braku profesjonalizmu, jawnego cynizmu i głupoty tych, którzy nimi dowodzą”.


Gdybyśmy mieli jawnie działający system śledzenia nastrojów, opinii żołnierzy – faktycznie służący eliminowaniu uchybień – wtedy rosyjskie społeczeństwo poznałoby nazwiska niektórych dowódców. Tych, którzy organizują „mięsne” szturmy, sprzedają pomoc humanitarną i odznaczenia, wymuszają pieniądze od podwładnych. Poznałoby też nazwiska urzędników wojskowych, którzy dręczą rannych i okaleczonych niekończącymi się biurokratycznymi opóźnieniami. I nie tylko by się dowiedziało – tych wszystkich „działaczy”, a właściwie kanalie, pociągnięto by do surowej odpowiedzialności… A mówiąc o karze, nie mam na myśli więzienia, tylko wysłanie do batalionów i nawet pułków karnych, na linię frontu – tam, gdzie ci nieudolni dowódcy bez wyrzutów sumienia posyłają tysiące naszych chłopaków.


Szanowny Panie Ministrze Obrony i Najwyższy Zwierzchniku Sił Zbrojnych – najwyższy czas, by zacząć walczyć mądrze, poważnie i zdecydowanie.


MK: Jak rozumiecie, ostatnie wersy to czysty „rytuał”."

b298e3f5-a662-4287-811d-7e451264d110
Aryo

Kolejny wpis 30 grudnia


"

Dziennik staruszka‑nowo zwerbowanego


Monolog piechociarza morskiego, czterokrotnie rannego.

Punkt opatrunkowy blisko linii styczności (LS) – trafia się tu prosto z frontu. Pewien oficer sztabowy, wielki chłop, wchodzi z groźną miną do kubryka, gdzie właśnie przywieziono rannych z pozycji. Każe oddać telefony komórkowe. Na pytanie: „Po co?” odpowiada: „Żeby chachły nie namierzyli naszego położenia”.


Cholera! Człowieku, przecież zajęliśmy teren, na którym wcześniej stacjonowały oddziały ukraińskich sił zbrojnych. Tutaj, gdzie teraz leżymy, był ich szpital. Naprawdę sądzisz, że nie znają współrzędnych? A ty, zabierając telefony, pozbawiasz chłopaków możliwości zadzwonienia do domu i powiedzenia, że żyją. Przecież mieli szczęście, a ty się szwendasz tu na tyłach i wprowadzasz durne porządki. Jakie bezpieczeństwo niby chronisz? Dla kogo? Mówisz, że dla nas? My, którzy dopiero co wyszliśmy z frontowych bunkrów, i tak czujemy się tu bezpieczniej niż tam. Mówiłeś coś o HIMARS‑ie? Nawet gdyby tu uderzył, to co? Wielkiej straty by nie było. Właśnie tak mu odpowiedziałem. Przecież i tak nie bywacie na pozycjach. Nie macie pojęcia, co się tam dzieje. Byłeś chociaż raz w miejscu, gdzie naprawdę się strzela, ty albo twoi koledzy oficerowie? Nie. No właśnie, dlatego nigdy was tam nie widziałem. W koszarach za to błyszcząc pagonami, zadzieracie nosa przed szeregowymi, wszystko ściśle według regulaminu, z pełną subordynacją. Ale gdy przychodzi ruszyć do boju, od razu zrzucacie odpowiedzialność na szeregowych. A sami, „duma, honor i sumienie armii”, zostajecie daleko w tyle. Tylko po radiu wypytujecie, jak nam idzie w walce. Jednemu takiemu „ciekawskiemu” odpowiedziałem: „Przyjdź tu i zobacz, jak nam idzie!”.


Tutaj szturmujemy umocnione pozycje bez wsparcia artylerii. Pytam: gdzie arta? Mnóstwo ludzi już tu zginęło. Trzeba ewakuować rannych, żeby nie zamienili się w trupy. Na to dowódca, totalnie bezkarny, zaczyna na mnie wrzeszczeć i grozić: „Nie możemy teraz zorganizować ewakuacji! Potrzebuję efektu – zdobycia umocnienia! Zamknij się, żołnierzu! Rozstrzelam cię!”. A ja mu na to: „No to chodź, zbierz odwagę i spróbuj mnie tu rozstrzelać. I tak się nie odważysz! Więc siedź cicho. Nie możesz pomóc? To zatkaj jadaczkę!”.


W eterze tę wymianę zdań słyszał cały front – wybuch szamba! W tym starciu dostałem kulę w nogę, została paskudnie roztrzaskana. Pięć kilometrów do punktu sanitarnego pokonałem sam. Ratowanie rannego bywa często jego własnym zadaniem. Pewnie do dziś ten oficer pamięta moją zuchwałość. To było moje drugie odniesione ponad rok temu. Dziś mam już trzecie i czwarte, a choć „na papierze” przyznano mi świadczenia, to wciąż nic nie dostałem. Mści się na mnie w podły sposób. Mam nadzieję, że kiedyś z nim się jeszcze spotkam i „odwdzięczę się” za całą tę chamską bezczelność…

"

5bd03431-cbba-4b02-ac66-328a77948488
QvintvsCornelivsCapriolvs

@Aryo "Szanowny Panie Ministrze Obrony i Najwyższy Zwierzchniku Sił Zbrojnych – najwyższy czas, by zacząć walczyć mądrze, poważnie i zdecydowanie." ah ten biedny Car, gdyby tylko wiedział jak źli są jego czynownicy...

Zaloguj się aby komentować