Ktoś musi zacząć, zatem...


Czyściec Szeryfa


Pamiętał euforię, która towarzyszyła mu, gdy wyskoczył spod plandeki wozu w wiosce smoluchów. Pamiętał przerażenie na twarzach rozpierzchającej się ciżby, poganianej jego przekleństwami. To było spełnieniem, tym, z czym na ustach mógł umierać człowiek jego formatu.


A potem był rozrywający błysk.


Pustka. Dzwoniąca w uszach cisza.


Gdy się ocknął, leżał, lekko zapadając się w pustynnym piasku. Jego ogorzałą twarz, pokrytą szczeciną kilkudniowego zarostu, kłuły nieprzyjemnie kikuty zeschniętej, rachitycznej trawy, która czekała na deszcz z równym utęsknieniem, jak szeryf Kowalsky na sprawienie kolejnemu czarnuchowi krwawej łaźni.


Nieprzyjemny, wiejący nisko nad poziomem gruntu wietrzyk, zaczął zasypywać mu oczy i nozdrza piaskiem. Szeryf zerwał się na równe nogi, z niepokojem odkrył, że jest cały i zaczął rozglądać się dookoła.


Pustynia. Wszędzie cholerna pustynia - wydmy lekko przewiewanego piachu, którego nie zatrzymywała licha roślinność, przegrywająca kolejne starcie z palącym słońcem… Choć nie było tu ani słońca, ani nieba. Bezkres nad linią horyzontu sugerował poblask zmierzchu, zatrzymując poczucie czasu.


Szeryf nie był sam, w odległości kilku stóp stał metys, trzymający za uzdę osiodłanego konia. Zwierzę delikatnie przednim kopytem ryło w piachu, jakby z wolna okazywało zniecierpliwienie przymusowym postojem.


-Witaj, Szeryfie - odezwał się bezbarwnym głosem metys.


-Nie żyję - bardziej stwierdził niż zapytał Walther.


-Istotnie… Twoje życie doczesne dobiegło końca, ale masz przed sobą wieczność.


-Czy to piekło?


-Czyściec, Szeryfie.


-Czyli jest nadzieja… - Kowalsky potarł w zamyśleniu zarośniętą brodę, czekając na wyrok mieszańca.


-Możesz nazywać to nadzieją. - słowom towarzyszyło wzruszenie ramion nieznajomego i parsknięcie konia - Widzisz, tam, na horyzoncie czarny, ruchomy punkt?


Szeryf wytężył wzrok i kiwnął głową, dostrzegając oddalającą się sylwetkę.


-Weź konia. W jukach znajdziesz broń, zapasy i wodę. Wody w bukłaku będzie zawsze odrobinę mniej niż potrzeba, by ugasić pragnienie. Drobna niedogodność…


-Co mam zrobić, gdy już go dorwę?


-Zrób co uważasz za słuszne, od twojej decyzji zależeć będzie twoje odkupienie lub potępienie.


Kowalsky raz jeszcze, z rozmysłem spojrzał na niknącą coraz bardziej sylwetkę smolucha… Decyzja została podjęta, zanim ją sobie uświadomił.


A przed nim stał koń. Metys zniknął.


-Pora ruszać, maleńki. - rzucił Szeryf, siedząc wysoko w siodle.


Ruszył stępa, rozkoszując się przyjemnym kołysaniem w siodle. Planował, w jaki sposób wykończy padalca, gdy już go dopadnie. W końcu posiadał w tym wprawę, nadał swemu rzemiosłu rangę sztuki… Wiedział, że spełnienie to tylko kwestia czasu.


-------

371 słów

-------


POPRZEDNI ODCINEK - GRANDE FINALE


-------


Zakończenie pozostawiam otwarte dla kolejnej osoby, być może ktoś zechce pociągnąć wątek Szeryfa w zaświatach dalej


#naopowiesci #zafirewallem

Komentarze (2)

moderacja_sie_nie_myje3

No no, fanowska linia fabularna rozpoczęta Zobaczymy co się dalej będzie działo.

moll

@moderacja_sie_nie_myje3 też jestem ciekawa

Zaloguj się aby komentować