Kamperem do Turcji. Listopad w Albanii cz. 2. Tirana.

Kamperem do Turcji. Listopad w Albanii cz. 2. Tirana.

hejto.pl
Po 10 dniach w Szkodrze ruszyłem do stolicy Albanii - Tirany. Chaos panujący na ulicach tego miasta nie był "uroczy" jak w poprzednim miejscu, a przerażający. Wszelkie zasady, rozsądek i instynkt samozachowawczy trzeba tam wyłączyć. Jak się nie wciśniesz to nie pojedziesz. Nigdy wcześniej takiej masakry samochodowo-korkowej nie doświadczyłem.

Na drogach królują Mercedesy. Na początku myślałem, że to jakiś wyznacznik statusu społecznego, trochę jak niegdyś u nas - "masz merca jesteś gość". Ktoś mi wyjaśnił jednak, że chodzi o ich łatwość w utrzymaniu. Starsze modele są po prostu dobrymi autami. Części zamienne są łatwo dostępne, a ich naprawa nie wymaga wiedzy tajemnej.
Przyszła pora sprawdzić tutejsze szlaki górskie. Spodziewałem się, że będzie podobnie jak w Chorwacji - kiepskie oznakowanie i zarośnięte ścieżki. Okazało się jednak, że pętla na górę Dajt (1613 m n.p.m.) była wytyczona całkiem fajnie, ścieżka w dużej części wyłożona kamieniami i dobrze oznakowana.

W Tiranie zostałem 7 dni, ale niestety pogoda tylko raz pozwoliła zrobić trochę km na rowerze. Pojechałem na północ, drogą SH61, na 1000 m podjazd. Miejscami drogę wyznaczono prosto pod górę, nie przejmując się jakimiś serpentynami. Najbardziej hardkorowy segment na stravie ma 19,9% na 1,4 km.

Miasto mnie specjalnie nie zachwyciło, ale to pewnie dlatego, że nie przepadam za dużymi miastami, muzeami, galeriami (również tymi zakupowymi). Jak ktoś lubi duże miasta to w Tiranie (prawie milion mieszkańców) prawdopodobnie się odnajdzie.

Jesień mnie dogoniła, pogoda robiła się paskudna, temperatura spadała i trzeba było ruszać na południe w poszukiwaniu słońca.
#podroze #kamper #albania #gory #rower

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować