Jest cała masa przykładów jakiego Graala w produkcji muzyki swego czasu znaleźli Szwedzi, ale ten mi ostatnio chodzi po głowie.
Piosenka sama w sobie jest do bólu przeciętna. Gdyby ją ogołocić i w formie surowej dać naszym rodzimym twórcom, to mogłaby się nie załapać nawet na zwykłą płytę z innymi pitu pitu. Bo w postaci raw to jest taka se pioseneczka jakich wiele.
No i tu wchodzi produkcja. Dopasowanie wszystkiego, sprawienie, że nic nie jest przypadkowe. Oczywiście, że to lata 90, więc wiele efektów nie będzie już tak brało, ale każdy ma swoje miejsce. I z dzisiejszej perspektywy bardziej efekt klimatu niż efekt wow.
I w zasadzie z niczego jest utwór "jakiś". Nie arcydzieło, nie cholera wie co, ale porządny radio friendly mini hit.
Ogólnie w samym popie ciekawi mnie właśnie aspekt produkcji, bo to jak niektórzy potrafią czarować z absolutnie niczego to magia. Zwłaszcza dlatego, że tutaj nie można przesadzić, utrudnić odbioru, trzeba zrobić płasko, miałko, ale złapać "to", żeby wchodziło nawet jak nie ma bazy na przebój.
https://www.youtube.com/watch?v=B_gs4gCyGKs
#muzyka