Jeśli ktoś pamięta te nagłówki z 1 września jakoby samolot Ursuli von der Leyen miał "awaryjnie lądować" po zagłuszeniu sygnału GPS, to warto zobaczyć odcinek kanału Mentour Now!.
W skrócie: faktycznie regularnie dochodzi do zagłuszania lub zakłócania sygnału GPS zarówno w rejonie Rosji i Ukrainy, jak i na Bliskim Wschodzie. Jednak coś takiego nie wywołuje nawet delikatnego wzrostu tętna u pilotów, a już tym bardziej żadnych lądowań awaryjnych.
Samolot Ursuli wystartował z godzinnym opóźnieniem, więc lądował również później. Miał 9 minut opóźnienia względem planowanego czasu lotu. I to prawdopodobnie wynikało z zagłuszenia: gdyby sygnał GPS był stabilny, to kierowaliby się na punkty nawigacyjne na nim oparte (RNP), co skróciłoby podejście do lądowania. Samolot monitoruje dokładność sygnału i wyświetla ją pilotom. Kiedy nie mogą na nim polegać, to po prostu muszą wybrać podejście ILS, którego takie zakłócenia nie dotyczą. I faktycznie tak zrobili: skierowali się na VOR (radiolatarnię) "PDV" i lecieli dokładnie wg. diagramu podejścia ILS lądując bez żadnego problemu. Sygnał gps jest monitorowany (podobnie jak pogoda) i być może nawet piloci od samego początku się spodziewali, że coś takiego może wystąpić i będą lądowali przy pomocy tradycyjnych metod nawigacyjnych.
Oczywiście jest o czym dyskutować, bo taka sytuacja (dotycząca wielu lotów w regionie) pokazuje, że nie należy zbyt pochopnie odchodzić od starszych systemów nawigacyjnych, bo to właśnie one zapewniają pełną niezależność.
#samoloty #lotnictwo

