Jakaś ta edycja rekurencyjna się w moim wykonaniu zrobiła. Ledwie wczoraj pisałem o moim stanie kawalerskim i o moich męskich marzeniach, a tu dziś mi się te dwie rzeczy połączyły w głowie. Bo – owszem, muszę się do tego przyznać przyznać – marzę czasami o żonie. Dziś mi się właśnie takie marzenie zamarzyło. A że moja ewentualna żona musiałaby być co najmniej równie udana jak i ja jestem (żebyśmy oboje mogli z uzasadnionych przyczyn narzekać na siebie nawzajem i mieć się czym i o co wzajemnie denerwować), no to to moje marzenie wyglądało mniej więcej tak:


***


Prezent dla żony


Piątkowy wieczór. Obskurna kawalerka z umeblowaniem w stylu lat ‘70. Para leży pod kołdrą na rozłożonej wersalce. Wieczór zapowiada się rozrywkowy: oboje wystawiają po jednej nodze spod kołdry – on nogę lewą, ona prawą. Odzywa się ona:


– „Ty zawsze z jakimś wyskoczysz gównem!” –

ton zrównoważył miękkość pierzyny –

komentarz do daru na urodziny,

który sprawiłem żonie mej ślubnej.


Następnie ze dwie, trzy(?), cztery(??) godziny

przywoływała wspomnienia róże:

z całego życia „nie”, „może”, „później”

i wszystkie inne moje przewiny.


A zanim sen nam powie buon giorno

film mieliśmy włączyć (komedię, nie porno!),

ale poziomo się nie chciał wyświetlić.


Lecz nim reklamację pójdę i złożę

mówię do żony: – „Weź, spróbuj może

i ten telefon w bok trochę przechyl?”


***


#nasonety

#zafirewallem

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować