Jak co roku.
Patriotą nie jestem, bo znam definicję tego słowa. Przedkładanie celów narodowych nad swoje własne i gotowość oddania życia w imię kraju, to dla niestety o wiele za daleko posunięte poświęcenie.
Aczkolwiek szkoda, że dyskusja w tym kraju umarła, a postawy są tak spolaryzowane, że jeśli nie jestem patriotą, to zapewne jestem wrogiem narodu. Co oczywiście jest kompletną bzdurą. Widzę ten kraj i trudną historię w całych jego popielatych barwach, dostrzegam szereg wad, ale też niewątpliwych zalet, o których często zapominamy.
Na pewno jest to mój kawałek Ziemi, na pewno się tutaj mimo wszystko czuję dobrze. Wszak kto wyściubia czasem łeb poza granice ten wie, że gdzie indziej ani nie jest tak dobrze jak się mówi, ani też tak źle. Zapuściło się korzenie, wrosło w ten fotel zwany Polską i jako że starych drzew się nie przesadza, to nie jest mi źle w tej grządce.
A definicję patriotyzmu mam swoją własną. To codzienne życie wspólnie z innymi, bo to oni są narodem. Szacunek do pracy innych, do tego wspólnego kawałka lasu, którego nie śmiecę, do drogi którą wybudowaliśmy, do płuc rodaków, bo nie palę śmieciami, do języka i historii. Do kultury na drodze, do uśmiechnięcia się, do ustąpienia miejsca, do zwykłego dzień dobry. A w ostateczności też do obrony tego kurwidołka, tylko w ramach logiki, w ramach przygotowania, w ramach obrony osobistej i wspólnej, a nie urrraurra z szabelką chodźmy się razem najlepiej powiesić z orzełkiem na piersi
#swietoniepodleglosci
