Warto przeczytać nawet jak ktoś nie lubi czytać.
Im więcej czasu mija, tym bardziej oczywiste jest, że tzw. rozmowy pokojowe, które Ukrainie starają się narzucić Amerykanie, nie przynoszą żadnych pozytywnych efektów, a Waszyngton nie kieruje się żadnym większym planem działania, przez co pozwala Rosjanom na przejęcie inicjatywy i kontrolowanie wydarzeń.
Grigorij Karasin, główny rosyjski negocjator, w telewizyjnej wypowiedzi ocenił, że ostatnia tura rozmów w Rijadzie (25.03) nie przyniosła przełomu i oczekiwanie innego rezultatu było naiwne. Jego zdaniem rozmowy na temat zawieszenia broni potrwają przynajmniej do końca 2025 roku, a prawdopodobnie przeciągną się do 2026. Chwilę wcześniej, Władimir Putin publicznie stwierdził, że rosyjskie wojska dokonują postępów i „wykończą” ukraińską armię.
W nieco ponad tydzień odkąd Biały Dom ogłosił zawieszenie uderzeń na infrastrukturę energetyczną, Rosjanie ośmiokrotnie doprowadzili do jej uszkodzenia. Owszem, nie atakowali elektrowni, tylko sieć przesyłową i podstacje, za to każdej nocy wysyłają roje dronów nad wybrane ukraińskie miasta, które masowo uderzają w obiekty cywilne, w tym przede wszystkim budynki mieszkalne, sklepy wielkopowierzchniowe i hotele.
Rozmowy o wstrzymaniu działań próbowano rozciągnąć na obszar Morza Czarnego, jednakże po kolejnej turze spotkań w Arabii Saudyjskiej, każda ze stron wydała własne, odbiegające od pozostałych oświadczenie. Najważniejsze jednak, że bezwarunkowe wstrzymanie działań na morzu, zostało obwarowane szeregiem zastrzeżeń przez Władimira Putina. Zażądał on zdjęcia ograniczeń dla sprzedaży rosyjskiego zboża i nawozów, dołączenie jednego z banków do systemu SWIFT, obniżenie stawki ubezpieczeniowej dla frachtu, zgodę na import maszyn rolniczych i wiele innych.
Jednym słowem, Moskwa chciała zniesienia szeregu sankcji jeszcze przed wejściem w życie umowy, której sens i tak można było poddać w wątpliwość. Obydwie strony konfliktu w miarę swobodnie eksportują swoje produkty rolne poprzez Morze Czarne. Ukraina przełamała blokadę morską jeszcze w połowie 2023 roku, a w ubiegłym roku rosyjskie okręty zostały wypchnięte na wschodnie wybrzeża akwenu. Zawieszenie działań oznaczałoby zaprzestanie wystrzeliwania pocisków z rosyjskich okrętów i powrót do portu ukraińskich dronów nawodnych. Żadnej ze stron na tym nie zależy, ale obydwie starały się przytakiwać Amerykanom, na zmianę odbijając negocjacyjną piłeczkę.
Waszyngton skomentował krótko, że przyjrzy się rosyjskim propozycjom, jednak jakiekolwiek tego typu ustalenia pomijają zasadniczy parametr jakim jest brak udziału Europy w negocjacjach. Tymczasem to w dużej mierze od niej zależy to, czy dane sankcje zostaną zniesione. Zarówno odbudowa Nordstream 2, o którego przywróceniu wspomnieli Amerykanie, jak i ponowne włączenie rosyjskiego banku do systemu SWIFT byłoby decyzją, którą podjąć musiałyby państwa europejskie. Tymczasem bardzo szybko zaprzeczyły one aby jakiekolwiek sankcje zostały zniesione, zanim Rosjanie nie wycofają się z Ukrainy. Komisja Europejska zapowiedziała też wprowadzenie kolejnego, 17 pakietu sankcji.
Jak widać, każda gra pozorów ma swoje granice. Dlatego stwierdzenia Putina i Karasina ośmieszają Waszyngton, który od dłuższego czasu powtarza stwierdzenia o „znacznych postępach” w negocjacjach, bliskiej perspektywie pokoju, wiążących ustaleniach itp. Gdzieś na marginesie tych wypowiedzi, Biały Dom zapowiadał przyglądanie się na ile strony respektują ustalenia, sugerując że ich łamanie spotka się z odpowiedzią, np. poprzez nałożenie dodatkowych sankcji na Rosję. Na razie jednak nic podobnego nie miało miejsca. Donald Trump wyraźnie ignoruje rosyjskie ataki.
Co nie znaczy, że nic nie robi. Przeciwnie, w ostatnich dniach ukraińskie media ujawniły kolejny projekt tzw. umowy surowcowej jaki Amerykanie przesłali do Kijowa. Tym razem dokument liczy kilkadziesiąt stron i zawiera szczegółowe zapisy. Co w nim znajdziemy? Mówiąc w skrócie, całkowite przejęcie ukraińskich zasobów surowcowych, które ma znaleźć się pod kontrolą amerykańsko-ukraińskiego funduszu, w którym Amerykanie posiadać będą dominującą pozycję. Wszelkie zyski mają być wyprowadzane z kraju i przewalutowane, a następnie spożytkowane na spłatę fikcyjnego długu w wysokości 100 mld USD powiększonego o odsetki w wysokości 4%, którego uznanie Donald Trump próbuje wymusić na Ukrainie. Ma to być rekompensata za już dostarczone uzbrojenie.
Umowa nie przewiduje żadnych gwarancji, ani nie daje Ukrainie żadnych korzyści, poza typowo mafijnym stwierdzeniem, że już samo jej podpisanie zagwarantuje „bezpieczeństwo”. Przypomina to wymuszenie stosowane przez mafijne gangi wobec restauratorów. Prezydent Zełenski od razu zapowiedział, że Ukraina nie uzna żadnego długu za już zrealizowane dostawy. Trudno także oczekiwać, aby tego typu dokument mógł być w ogóle ratyfikowany w parlamencie. Tymczasem sytuacja na froncie wydaje się chwilowo ustabilizowana, rosyjska ofensywa w ciągu ostatnich dwóch miesięcy uległa przesileniu, a postępy zwolniły do żółwiego tempa obserwowanego w latach 2023-2024.
Podczas gdy w nowych warunkach geopolitycznych, ukraińskie wojska do minimum zredukowały swoją obecność w obwodzie kurskim, działania zaczepne rozpoczęto w sąsiednim obwodzie biełgorodzkim. Siły ukraińskie zdobyły kilka przygranicznych wiosek tworząc kolejną strefę buforową. Oczekuje się, że zwolnione z działań na kierunku kurskim wojska rosyjskie w liczbie kilkudziesięciu tysięcy ludzi, przejść mogą do operacji ofensywnych na kierunku miasta Sumy, albo zasilić planowaną ofensywę w Zaporożu. Póki skupione były na wyparciu kilkunastu tysięcy Ukraińców z Kurska, póty rosyjskie dowództwo miało ograniczone pole manewru. Ich dalsze wiązanie pozostaje istotne, dlatego ukraińskie oddziały ponownie wkroczyły na terytorium Federacji Rosyjskiej.
Po przegrupowaniu, Rosjanie będą chcieli rozstrzygnąć wojnę poprzez działania zbrojne. Chaotyczne działania Białego Domu przekonują ich, że warunki ku temu są jak najlepsze. Szczególnie, gdy USA konfliktują się ze swoimi zachodnimi sojusznikami. Polityka Waszyngtonu doprowadza więc do zaostrzenia i przedłużenia konfliktu, zachęcając agresora do jego kontynuowania, mimo ewidentnych problemów w postaci degradującego potencjału sprzętowego rosyjskiej armii. To właśnie o tym mówił Putin, wyrażający wiarę, że Ukraińców da się pokonać. Według Kijowa, Rosjanie szykują się do wznowienia ofensywy na wielu frontach razem z nastaniem wiosny.
Jeśli szukamy jakichkolwiek racjonalnych przesłanek, dla których Biały Dom dalej pozwala wodzić się za nos, możemy spojrzeć na dwa parametry. Po pierwsze, jak pokazała tzw. afera Signalgate, obecna administracja składa się z ludzi bez doświadczenia i przygotowania. Mike Waltz przez pomyłkę zaprosił na zamkniętą grupę komunikatora Signal, redaktora naczelnego pisma „The Atlantic”. Ku swojemu zdumieniu, dziennikarz mimowolnie wziął udział w rozmowie dotyczącej ataku lotniczego na jemeńskich Huti. Pomijając już, że dane które znalazły się na czacie miały charakter ściśle tajny, czytający je Steve Witkoff, główny emisariusz Waszyngtonu do kontaktów z Rosjanami, znajdował się w tym czasie w Moskwie i korzystał z lokalnej sieci WiFi.
Swoją drogą Witkoff, po powrocie z Moskwy udzielił wywiadu Tuckerowi Carlsonowi, w którym zachwalał Władimira Putina mówiąc, że kazał on namalować portret Donalda Trumpa, przy którym modlił się o jego zdrowie w chwili zamachu. Mimo zasłużonej krytyki, nie jest on osobą przypadkową. To on odpowiedzialny jest za problematykę Bliskiego Wschodu i to jest druga przesłanka, dlaczego relacje z Rosją wyglądają tak, a nie inaczej. To istotne, ponieważ Amerykanie oczekują współpracy Rosjan w próbie neutralizacji Iranu. W ostatnich tygodniach obserwujemy zbliżające się przesilenie w między USA a Iranem.
Donald Trump postawił Teheranowi ultimatum, przesyłając przez pośredników list na ręce ajatollaha Alego Chamenei. W ciągu dwóch miesięcy Iran powinien porzucić swój program nuklearnym i wstrzymać pracę nad pociskami balistycznymi. Jeśli zawrze nową tzw. umowę nuklearną i porzuci sponsorowanie organizacji terrorystycznych, będzie mógł liczyć na powrót współpracy gospodarczej, jeśli nie, zmierzyć się będzie musiał z „bardzo poważnymi konsekwencjami”. Na podkreślenie wagi groźby, Amerykanie rozpoczęli ataki lotnicze na jemeńskich Huti. Działania prowadzi grupa lotniskowca USS Harry Truman, ale w ciągu 2-3 tygodni dołączy do niego kolejna, z USS Carl Vinson na czele.
Oprócz tego Amerykanie przerzucili bombowce strategiczne B-2A Spirit na niewielką wysepkę Diego Garcia, na Oceanie Indyjskim (mowa o 7 maszynach). Ocenia się, że wszystkie te działania, w połączeniu ze wzmożonymi kontaktami dyplomatycznymi między Stanami Zjednoczonymi, a Rosją, Azerbejdżanem, Turcją i Katarem, mają przygotować grunt pod atak na irańskie instalacje nuklearne. Takiego rozwiązania domagają się też władze w Izraelu, które wznowiły działania w Strefie Gazy, prezentują ofensywną postawę wobec sił Hezbollahu w Libanie, oraz dokonały wkroczenia na teren południowej Syrii.
Dla Donalda Trumpa, rozstrzygnięcie konfliktów na Bliskim Wschodzie jest więc ważniejsze niż jakiekolwiek dążenia Ukrainy, dlatego chętnie płaci ukraińską suwerennością za rosyjską przychylność. Dopóki więc przyszłość irańskiego programu nuklearnego nie zostanie rozstrzygnięta, trudno spodziewać się zmiany stanowiska Waszyngtonu wobec Rosji, niezależnie od tego co nowego wymyśli Władimir Putin.
Kiedy sytuacja mogłaby się wyjaśnić? Prawdopodobnie w maju, gdy upłynie czas ultimatum, a grupa lotniskowca USS Carl Vinson przybędzie w rejon działań. Zbiegnie się to w czasie, z oczekiwanym początkiem kolejnej rosyjskiej ofensywy na Ukrainie.
Tekst pochodzi z bloga Globalna Gra
https://www.facebook.com/share/p/12LepwTs9ZJ/
#wojna #wojnawnaukrainie #ukraina