https://krytykapolityczna.pl/kraj/prezydent-karol-nawrocki-i-przyszlosc-koalicji-rzadzacej/
Rozumiem całe to straszenie na czas kampanii, ale tuż po objęciu władzy przez Nawrockiego naprawdę nie będzie żadnych pogromów, odmowy ludziom ich podstawowych praw, kibitek ani nawet, uwaga, faszyzmu. Będzie dokładnie tak jak wczoraj, czyli „wasz” prezydent i „nasz” premier. A to premier rządzi w kraju.
Tak jak wczoraj mamy premiera z jednego obozu, a prezydenta z innego. Nie zmieniło się dosłownie nic. Układ jest ten sam.
Sam prezydent elekt, wbrew wyborczej propagandzie, też nie jest ani alfonsem, sutenerem, kibolem czy naziolkiem. Ma określoną, dość haniebną przeszłość, ale od kilku dobrych lat jest szefem IPN-u i mimo prześwietlania go na wszystkie strony jako tenże szef (poza typowym nadużywaniem przywileju) nie dał się poznać jako biegający po IPN półgolas z maczetą.
Nawrocki nie musi też wszystkiego i zawsze wetować. To jego pierwsza kadencja, a to oznacza, że od razu myśli o drugiej, a więc będzie dbał o popularność. Co więcej, wetowanie wszystkiego, także pomysłów liberalnych, sprawi, że szybko zrazi do siebie konfederatów. Tak, będzie wetował pomysły lewicowo obyczajowe, ale nie oszukujmy się, te – znów wbrew kampanijnej propagandzie – i tak nie mają szans wyjść z tego sejmu.
Ustawy będą po części wetowane, ale poniekąd o to właśnie chodzi.
Mało tego: prezydenta można nawet wciągnąć w proces uchwalania ustaw. Zamiast go odczłowieczać – chociaż raz potraktować jego poprawki legislacyjne serio. Duda zawsze o tym marzył, ale obóz anty-PiS był tak zaślepiony w nienawiści, że nie rozumiał, jak bardzo były polityk Unii Wolności marzy o uznaniu go za partnera przez salon, tak jak przez wiele lat marzył o tym nie całkiem jeszcze zradykalizowany Jarosław Kaczyński.
#polityka
