#film #muzyka #muzykaklasyczna
"Chopin, Chopin!"
Ten film mógłby mieć tytuł "Chopin umiera". Przez dwie godziny. Oczywiście, to nie zarzut. Trudno zmieścić taki życiorys w formie filmu i trzeba się było zdecydować na jakiś fragment i na dobrą sprawę dobrze. Chopin bryluje na salonach, za czym w skrytości ducha nie przepada i przybiera maski. Komponuje, w bólach duchowych i fizycznych. Kocha duchowo i fizycznie. Ma kumpli, lubią go kobiety, chwali sam król Francji. Chopin pluj krwią i choruje. Bywa nieznośny, zabawny i cudowny. Wszystko to ładnie i pięknie dla filmu gdyby nie dłużyzny. Ten film się ciągnie i... mało w nim muzyki. Jest wspomniana choroba, jest miłość, są przyjaźnie ale muzyki za mało. Kocham twórczość Chopina, choć daleko mi do znawcy i cholera, chciałem słyszeć muzykę. Z plusów gra aktorska i świetna scenografia. Jeśli ktoś lubi muzykę Chopina, niech idzie i wyrobi sobie swoje zdanie. W innym wypadku można sobie darować.
