Dziś przy okazji innego tematu w pracy, dowiedziałem się jak bezsensowne potrafią być normy prawne, dotyczące maksymalnej ilości dodatków (np. barwniki, słodziki) w żywności.
Otóż niektóre suplementy diety, czy też inne specyfiki z apteki, mogą być rejestrowane jako żywność lub wyrób medyczny. A normy są stałe i są definiowane jako "maksymalnie X miligramów w kilogramie gotowego produktu". Pozornie wydaje się to sensowne, ale teraz weź sobie do ręki taką tabletkę, która waży 2 g, a w niej jest 50 mg słodzika. Daje to około 0,24% udziału dodatku, czyli ok. 24390 mg/kg.
Teraz przypuśćmy, że norma (limit) to 20000mg/kg.
Rozwiązaniem wcale nie jest zmniejszenie ilości dodatku - przecież producent nie chce np. żeby tabletka straciła jakiś aromat, czy zaczęła się rozklejać. Można też... zwiększyć wagę tabletki. Dodajmy 500 mg dowolnego wypełniacza, którego albo można dodawać bez limitu albo mamy jeszcze zapas do limitu. Teraz tabletka waży 2,5 g, więc "niepożądany" słodzik to 19607 mg/kg.
Z perspektywy norm wszystko jest już w porządku. Z perspektywy pacjenta, oprócz tej samej dawki 50 mg słodzika/konserwantu/barwnika/aromatu, zażyłeś 500 mg innej zbędnej substancji, a i tak bierzesz dziennie np. 3 tabletki. Większej tabletki.
Następnym razem nie zdziw się więc, że tabletka dziadka jest taka duża. Po prostu Sanepid ma się odczepić...
#farmacja #ciekawostki #prawo
moll

@Bukimi tylko z drugiej strony, jak to zdefiniować dla takich produktów? Stworzyć im oddzielną kategorię? To znowu rodzi zamieszanie. Stworzyć kategorie gabarytowe? Zaraz zaczną się inne mijaki...

Bukimi

@moll Normalnie dla leków normy są podane w przeliczeniu na dzienną dawkę. Tzn zalecasz branie 2 tabletek dziennie, to konserwantu ma być tyle, żeby nie przekroczyć tego dziennego spożycia. Przekroczenie norm możesz więc wówczas rozwiązać zmniejszeniem dziennej dawki (ale tracisz na tym, że pacjent wolniej zużywa opakowanie).

Różnice między suplementami, a żywnością (w rejestracji) są zdecydowanie zbyt płynne.

moll

@Bukimi czyli dla suplementów i "suplementów" oznaczanych jako żywność też można byłoby analogicznie?


Tylko znowu kwestia definicji...

Bukimi

@moll Wszystko można

Ja tam bym widział normy albo per dawka dzienna albo po prostu per porcja (tabletka, kapsułka, pastylka). Wtedy wręcz zachęcasz do robienia małej, kompaktowej tabletki, z jak najmniejszą ilością zbędnych rzeczy.

moll

@Bukimi tylko wtedy musisz zmienić definicje, tak, by to wymusić na producentach tych preparatów. Gdyby chcieli robić lepiej i bez zapychaczy to ich produkty byłyby rejestrowane jako leki a nie suple albo jedzenie

Bukimi

@moll Akurat kategoria "leki" to trochę inna bajka i niedoścignione marzenie dla niektórych producentów. Nawet w reklamach jakichś witamin czy probiotyków coraz częściej pada hasło "lek, nie suplement".


Esencją problemu jest konieczność wykonania bardzo kosztownych i czasochłonnych badań, nawet jeśli chcesz wypuścić na rynek kolejny paracetamol. Suplement możesz zarejestrować, jak się uprzesz, nawet w tydzień, właściwie tuż po rejestracji firmy. A badanie zawartości robi sobie jakaś instytucja, dopiero jak jej się zechce.


Wiadomo też, że prawo nigdy nie będzie doskonałe. Mój wpis obrazuje tylko patologię jaką rodzi obecne podejście i definicje norm.

moll

@Bukimi kurna, myślałam, że jak już coś jest raz sprawdzone, opatentowane i patent wygasa to potem korzystanie z niego jest mniej restrykcyjne

Bukimi

@moll Tutaj jest jeszcze inny myk. Można kupić gotowe badania i wejść na rynek szybciej

Wyobraź sobie, że inwestujesz czas i pieniądze, żeby "zbadać" kolejne pigułki przeciwbólowe z typowym na rynku składem. Na koniec się "rozmyślasz" i zostajesz z gotową dokumentacją i ulotką.

Teraz możesz iść do producenta i zaoferować swój produkt. Odstępujesz nazwę i dokumentację za profit. Jest to taka jakby szara strefa farmacji, w której właściwie nie ma nic złego, bo formalnie wszystko jest ok, a produkt przecież jest przebadany.

To trochę jak stacze kolejkowi

moll

@Bukimi na to bym nie wpadła xD

Zaloguj się aby komentować