Dzień krótki, noc długa
Yellowstone:
Dokończyłem jeden z moich ulubionych seriali. Nie każdemu przypada do gustu i to rozumiem. Mnie wciągnął swoim klimatem, swego rodzaju autentycznością i niektórymi naprawdę dobrze granymi rolami. Szczególną słabość mam do postaci Beth która na różne sposoby przypomina mi różową. Końcówka serialu może nie jest wymarzona, ale według mnie jest w porządku na daną sytuację. Chodzi mi o to, że zbiegło się to z czasem ze strajkiem Hollywood. W tym wszystkim Kevin Costner (główna rola) nie dogadał się z resztą załogi i w ostatnich 6 odcinkach (czyli tych dogranych po ponad roku) nie zobaczymy go już w serialu. W pewnym sensie historia się nie kończy i na otarcie łez w następnym roku wychodzi "Marshals: A Yellowstone Story", któremu oczywiście dam szansę.
1923:
Po pierwszym sezonie miałem nadzieję, że się bardziej postarają, ale.. cóż. Jeżeli ktoś nie kojarzy serialu to jest to prequel Yellowstone (istnieje jeszcze 1883). Był potencjał, i się zmył. Znane nazwiska nie pomogły, bo sam scenariusz nie wciąga i szczególnie końcówka jest przekombinowana. Największym rozczarowaniem dla mnie były mega słabe rendery dzikich zwierzaków (naprawdę 2/10) oraz j.w. miejscowo bezsensowny scenariusz. W tym przypadku się cieszę, że 1923 nie doczeka się kolejnych odcinków.
Squid Game:
3 Sezon. Serial czym mógł zaskoczyć to już zaskoczył dawno temu. Zakończył się OK i tylko tyle. Kolejnego sezonu już bym nie oglądał.
Clarksons Farm:
Tego pana za to będę oglądał pewnie jeszcze bardzo długo. W 4 sezonie większy nacisk jest na jego nowy projekt niż na samą farmę, całość nadal bardzo ciekawa. W całości znajduje się dużo dramatu, ale pewnie osobie z praktycznie nieograniczonym budżetem i na swój sposób twarzą która jest wizytówką dużo łatwiej to przetrwać. Nie jest to złośliwe, bo lubię Clarksona. Miejscami jednak można zapomnieć, że to nie Top Gear i co prawda nadal program rozrywkowy, ale pokazujący więcej problemów "życia codziennego" różnych branż, gdzie ludzie nie mają koła ratunkowego.
Witcher:
Najnowszy 4. sezon i tym razem miałem przyjemną niespodziankę. Wspomnę tylko, że nie czytałem książek, gry tylko liznąłem a cała drama wokół produkcji mnie nie obchodziła. Oczywiście wolałbym, żeby nadal w 4 sezonie grał Henry Cavill. Jak już zacząłem od minusów to nową załogę Ciri obstawiam na 2/10, zresztą tak samo wątki typowo netflixowe/lgbt. Wracając jednak do całokształtu to od znajomych słyszałem, że teraz serial faktycznie czerpie więcej z książek. Bez dodawania spoilerów, mi ten sezon się szczególnie podobał, bo przypominał w pewnym sensie Władce Pierścieni. Tak jak wspominałem cała drama wokół i przepychanki są mi obojętne, bo kompletnie tego nie śledzę i nie mam wcześniejszego kontekstu. Morfeusz z Matrixa według mnie super zagrał a jego postać dużo wnosi, ale podobno jak ktoś czytał książki i ogląda serial może mieć niesmak (jeden z przykładów). Na przykładowo IMDB widzę oceny typu 4/10, sam bym ocenił dużo lepiej.
Wednesday:
Na szczęście hype po pierwszym sezonie np. na taniec z serialu opadł (trochę mnie irytowało). Nie spodziewałem się wiele w drugim, a odcinki mocno wciągnęły. Jest to swego rodzaju zaskoczenie




