Dzień dobry/wieczór,
przygodę z netem zacząłem pod koniec lat 90' ubiegłego wieku. To była niesamowita podróż. Coś absolutnie innego niż to, z czym człowiek miał możność obcowania na co dzień. Wirtualny świat wszelkiej maści dziwów, o których nikt nas nie uczył. To był naprawdę prawdziwy zachwyt. Dziecko dorwało się do czekoladek... i je smakowało. Ten świat był odjazdowy i co ważne - wartościowy. Internet przesiąknięty był wówczas wiedzą, której człowiek pragnął oraz ludźmi, którzy tą wiedzą chcieli się dzielić, ot tak, po prostu. To było jedno wielki WOW! Zdjęcia, teksty, muzyka - wszystko na wyciągnięcie ręki. Prawdziwa magia w stosunku do świata analogowego, w którym głównym źródłem informacji była encyklopedia PWN ze szkolnej biblioteki. Jedno wielkie COŚ. I zero hejtu. Z ludźmi można było normalnie popisać, wymienić się myślami... Bez spiny, ot tak, po prostu. I było fajnie, naturalnie.
Brakuje mi tego.
Tak, możecie teraz wylać na mnie swój ściek pomyj. Ale to tylko utwierdzi mnie w przekonaniu, że net, który poznałem wówczas - zniknął.