– Dziekanie... – wykrztusił w końcu Ridcully. – Co zrobiłeś z włosami?
Wyglądają jak szpic z przodu, a z tyłu jak kaczy kuper, wybaczcie mój
klatchiański. I strasznie się błyszczą.
– To smalec. Stąd ten zapach bekonu – domyślił się wykładowca.
– To prawda. A skąd ten kwiatowy aromat?
– Mrumrumrumrumrumrulawendamrumru – odparł posępnie dziekan.
– Słucham, dziekanie?
– Powiedziałem, że to z powodu olejku lawendowego, który dodałem –
oświadczył dziekan bardzo głośno. – I niektórzy z nas uważają, że to znakomita fryzura, do usług. Kłopot z panem, nadrektorze, polega na tym, że nie rozumie pan ludzi w naszym wieku.
– Znaczy... znaczy o siedem miesięcy starszych ode mnie?
Tym razem dziekan się zawahał
https://streamable.com/8ue1at
#uuk #terrypratchett #🤟🤟🤟
Heheszki

– Dwadzieścia siedem dolarów! – złościł się Ridcully.

– Dwadzieścia siedem dolarów, żeby was wyciągnąć. A strażnik cały czas się uśmiechał. Magowie aresztowani!

Przespacerował się wzdłuż szeregu smętnych postaci.

– Pomyślcie... Jak często Straż Miejska zostaje wezwana do Bębna? Znaczy, co niby tam robiliście, waszym zdaniem?

– Mrumrumrumrumrumru – powiedział dziekan, wpatrując się w podłogę.

– Słucham?

– Mrumrumrumrutańczyliśmymrumru.

– Tańczyliście – powtórzył zimno nadrektor i zawrócił. – To miał być taniec, tak? Zderzanie się z ludźmi? Przerzucanie się nawzajem przez ramię? Kręcenie się w kółko po całej sali? Nawet trolle tak się nie zachowują (nie to, żebym miał coś przeciwko trollom, wspaniali ludzie, wspaniali), a wy jesteście podobno magami. Inni mają patrzeć na was z podziwem, ale nie dlatego, że kręcicie im salta nad głowami. Wykładowco, proszę nie myśleć, że nie zauważyłem tego małego pokazu, byłem naprawdę zdegustowany. Biedny kwestor musiał się położyć. Taniec to... w kręgu, jak wiadomo, gaiki i różne takie, zdrowe zabawy,

może jakieś swobodniejsze tańce balowe... Na pewno nie wymachiwanie ludźmi dookoła niby jakiś krasnolud toporem (oczywiście solą ziemi są te krasnoludy, zawsze to powtarzam). Czy wyrażam się jasno?

– Mrumrumrumrumrumruwszyscytakrobilimrumru - powiedział dziekan,

wciąż nie podnosząc głowy.

– Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek powiem to do maga, który skończył osiemnaście lat, ale wszyscy macie rogatkę na wyjścia. Do odwołania! – huknął Ridcully.

Zakaz opuszczania terenów uniwersyteckich nie był dotkliwą karą. Magowie

zwykle nie ufali powietrzu, które nie przebywało od dłuższego czasu pod

dachem, żyli więc w ograniczonym terytorium pomiędzy swoimi pokojami a jadalnią. Ale teraz czuli się dziwnie.

– Mrumrunierozumiemczemumrumru – wymruczał dziekan.

Tłumaczył o wiele później, tego dnia, kiedy umarła muzyka, że to pewnie

dlatego, iż nigdy nie był naprawdę młody, a przynajmniej młody, będąc

dostatecznie dorosłym, by wiedzieć, że jest młody. Jak większość magów, rozpoczął naukę jako dziecko tak małe, że oficjalny spiczasty kapelusz spadał mu na uszy. A potem był już tylko... no, magiem. Raz jeszcze zaczęło go dręczyć uczucie, że coś po drodze stracił. I jeszcze parę dni temu nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie miał pojęcia, co to było.

Chciał tylko coś robić. Nie wiedział, co takiego. Ale chciał zrobić to szybko.

Chciał... Czuł się jak człowiek od urodzenia mieszkający w tundrze, który budzi się pewnego dnia z silnym pragnieniem przejażdżki na nartach wodnych. Z pewnością nie będzie tkwił w pokoju, kiedy muzyka wibruje w powietrzu...

– Mrumrumrumrumrumruniezostanęwdomumrumru.

Porywały go nieznane emocje. Chciał być nieposłuszny. Nieposłuszny

niczemu, nie wyłączając prawa grawitacji. Z całą pewnością nie miał zamiaru składać swoich rzeczy przed pójściem do łóżka. Ridcully zapyta pewnie: ach, jesteś buntownikiem, tak; a przeciw czemu się buntujesz, a on wtedy powie... wtedy powie coś wartego zapamiętania. Tak właśnie zrobi! Był...

Ale nadrektor już sobie poszedł.

– Mrumrumrumrumrumru – rzekł wyzywającym tonem dziekan, buntownik bez przeszkody.


🤘🤘🤘

Zaloguj się aby komentować