
lewacka propaganda narzeka, że rodzenie dzieci to zwiększone emisje CO2. tak sobie pomyślałem – no dobra, a trzymanie zwierząt? toż je też trzeba karmić. I to mięsem, nie zieleniną, nie bezglutenowymi pierożkami z soją. do tego robi sie dla nich zabawki z plastiku, on się potem oczywiście tysiące lat nie rozkłada. potrzeba dla nich produkować leki, szkolić weterynarzy, ludzi którzy mogliby się w innym wypadku zajmować czymś bardziej pożytecznym. tzw. późny kapitalizm wytworzyl dla zwierząt domowych całą gamę produktów i usług w dotychczasowej historii nieistniejących. nadopiekuńcze psie i kocie mamy, próbujące desperacko zaspokoić trzymaniem zwierząt instynkt macierzyński i zagłuszyć poczucie samotności, wymyślają coraz to bardziej absurdalne sposoby dogodzenia „psieciom”.
bądźmy tego świadomi – koty i psy, jeśli nie zajmują się swoimi tradycyjnymi gospodarskimi zadaniami, jak pilnowanie działki czy łapanie myszy, są kompletnie bezużyteczne dla gospodarki. to absolutne marnowanie zasobów, czysty zbytek, hedonizm i konsumpcjonizm. w ustroju komunistycznym posiadacz kanapowego pieska byłby uznany za burżuja i szkodnika gospodarczego.
i proszę, mamy już artykuł. Posiadacze zwierzątek domowych – jak się czujecie jako niszczyciele klimatu i planety? Jako wrogowie ludu? będziecie następni w kolejce do gułagu po kierowcach i „mięsożercach”.
#bekazlewactwa #naukaoklimacie #globalneocieplenie #zwierzaczki
