
Gdy przemoc wymierzała rzekomą sprawiedliwość, a ulice stolicy zamieniły się w poligon gniewu i wstydu, nikt już nie kontrolował, kto jest winny, a kto tylko blisko winy. To właśnie w takim chaosie rozgorzał pogrom alfonsów w Warszawie – eksplozja społecznej frustracji, która nie oszczędziła nikogo. Czasem walka z bezprawiem sama przekracza granice prawa, zostawiając po sobie nie tylko gruz i ofiary, ale też trudne pytania bez odpowiedzi.
24 maja 1905 roku w Warszawie rozpoczął się dramatyczny i burzliwy epizod w historii miasta – wydarzenia znane dziś jako pogrom alfonsów, nazywany również alfons-pogromem. Przez kilka dni stolica Królestwa Polskiego była areną gwałtownych wystąpień, podczas których grupy robotników – głównie pochodzenia żydowskiego – dokonały brutalnych ataków na środowiska powiązane z prostytucją i stręczycielstwem. Główne starcia trwały od 24 do 26 maja, ale do sporadycznych aktów przemocy dochodziło aż do 30 maja. [...]
W szczególności w powszechnej świadomości funkcjonowała organizacja znana jako Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy, występująca także pod nazwami Varsovia, Zwi Migdal lub Cwi Migdal. Choć oficjalnie deklarowała się jako diaspora warszawskich Żydów działająca w Argentynie, w rzeczywistości była organizacją sutenerską, zajmującą się werbowaniem i sprzedażą młodych kobiet – głównie z ziem polskich – do domów publicznych w Ameryce Południowej, zwłaszcza w Argentynie i Brazylii.
W ciągu kilku dni zamieszek zniszczono około 150 domów publicznych – zaledwie 30 ocalało dzięki ochronie policyjnej. Ofiarami tłumu padali zarówno sutenerzy, jak i prostytutki – wielu z nich pobito, część zginęła lub została ciężko ranna. [...]
#historia #historiapolski #warszawa #xxwiek #prostytucja #historykon