206 123 + 81 + 73 + 106 = 206 383
Wykorzystawszy to, że Tour de Balon w zeszły weekend gościł pod Tatrami i postanowiłem odwiedzić na #rower dawno nie jechane podjazdy. Rozplanowałem wszystko według najlepszej wiedzy i - pomijając powrót w niedzielę - nawet nie stałem w korkach.
Zawodowców widziałem dwa razy: na mecie w Zakopanem i dwukrotnie (pierwszą rundę odpuściłem) w Gliczarowie. Wspaniale jest widzieć jak pierwsza grupa wciąga te 20+% jak wiadukt nad torami.
Odwiedziłem sporo podjazdów, których nie jechałem od lat, bo bardzo rzadko bywam pod Tatrami w lecie. Łapszanka (przeciwnie do trasy wyścigu), Gubałówka (zgodnie z trasą, tu mnie nie było), Ząb na dwa różne sposoby, Głodówka od Łysej Polany i Gliczarów od Białego Dunajca i od Gliczarowa Dolnego. Część tych podjazdów jechałem dawno temu na zmęczeniu, w trakcie ultra, tak że teraz wyglądały zupełnie inaczej. W szczególności podjazdy do Gliczarowa - były ciężkie, tak je zapamiętałem, ale jak się człowiek rozpuścił jak dziadowski bicz i zaczął jeździć za granicą to Gliczarów w porównaniu z takim Monte Zoncolan (że tak użyję bardziej znanego przykładu), to jedynie taki dłuższy krawężnik.
Sam TdP - bo nie odpuszczę sobie opinii o #kolarstwo - to zagadka: nie wiem jakim cudem ten wyścig jest nadal w serii World Tour. Puszczanie kolarzy po ujowych asfaltach (choćby zjazd od Bukowiny przez Wierch Rusiński, gdzie lecą po 80+ km/h po ujebach, a to nie jest jedyny przykład), zabezpieczenie trasy - powinno być ukarane, a nie nagrodzone. To, że Lang jechał przed peletonem wystawiony przez szyberdach i na Gliczarowie pozdrawiał kibiców (prawie jak papież xD) było dodatkowo żenujące. Jeśli do tego dodamy pierdyliard reklam, z d⁎⁎y wzięte premie specjalne, żeby kolejny sponsor mógł się popisać i oficjalny sklepik celowany wyłącznie... zwykłych turystów (yup, można kupić zwykły kapelusz, maskotkę i koszulki - ale nic, co można by było kupić sobie pod trekking czy rower), to mamy coś w rodzaniu Tour de Władysławowo, gdzie gra muzyczka, można wygrać bon lub talon (na balon, hehe); brakowało jeszcze tylko oficjalnych hotdogów z logo na parówkach. Rozumiem, że to ma się sprzedać, rozumiem, że ma zarobić, rozumiem, że może w Bolzdze nie da się inaczej i musimy mieć nawet "Metalkas Ekstraligę", "SKS Ultrakryptex Orzechówko" i wszędzie wepchnąć nazwę sponsora, ale z zewnątrz wygląda to przaśnie, jarmarcznie i budzi pytanie o to, czy, idąc za przykładem MMA, nie będziemy kolarzom dorzucać tymczasowych tatuaży z logo sponsorów na łydkach, szczególnie sprinterzy mają dużo mięska, zmieści się nawet kod QR. I nie jest promocją kolarstwa.
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu
#rowerowyrownik



