1778 + 1 = 1779
Tytuł: Na psa urok
Autor: Kevin Hearne
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
Format: audiobook
ISBN: 9788375104967
Liczba stron: 296
Ocena: 4/10
Nikt nie wie, że Atticus O’Sullivan, na oko 20-letni właściciel sklepu ezoterycznego połączonego z kawiarnią, działającego w mieście Tempe w stanie Arizona, to tak naprawdę celtycki druid mający na karku 2100 lat. Nikt, oprócz rzecz jasna wszystkich nadnaturalnych istot zamieszkujących okolice Tempe. Atticus żyje spokojnie, nie wadząc nikomu, do czasu, aż w okolicy pojawia się celtycki bóg Aengus, dawny wróg druida, wciąż pałający do niego nienawiścią za zdobycie pradawnego miecza o wielkiej mocy i zdeterminowany, by ów artefakt odzyskać. Atticus wraz z nadnaturalnymi sprzymierzeńcami szykuje się do konfrontacji z bóstwem.
Moje lata nastoletnie przypadły na peak popularności urban fantasy i jak już kiedyś pisałam o tym na hejto, przeczytałam wówczas sporo książek z tego podgatunku. Z kilku powodów nie zapałałam jednak miłością do tej odmiany fantastyki i w dorosłym życiu praktycznie przestałam sięgać po powieści urban fantasy. Na lekturę pierwszego tomu Kronik Żelaznego Druida dałam się namówić jednemu znajomemu i chociaż znając mniej więcej standardy podgatunku nie obiecywałam sobie wiele po tej pozycji, finalnie i tak czuję się lekko zawiedziona.
Największym mankamentem powieści jest kreacja głównego bohatera. Atticus to typowy dla urban fantasy Gary Stu – z wyglądu i zachowania to współczesny chad badboy (niby gość jest starszy od Jezusa, a ma mental typowego amerykańskiego studenta - żeby bohater był wiarygodny jako postać żyjąca millenia, nie wystarczy napisać parę razy, że wieki wcześniej brał udział w jakichś tam wydarzeniach historycznych), na którego lecą wszystkie fajne dziunie w okolicy (w tym przypadku wiedźmy i boginie), z każdego zagrożenia wychodzi obronną ręką, statystyki i umiejętności ma wymaksowane i właściwie nie wiadomo, czemu nie wpadł do tej pory na celtycki Olimp i nie zrobił zmierzchu bogów, sam zostając jedynym bóstwem, bo byłby to w stanie zrobić z palcem w dvpie. Z tym ostatnim wiąże się drugi problem tej powieści, czyli dziurawy system magiczny, nieprzemyślany i działający według widzimisię autora.
Trzeba jednak spropsować Hearne’a za oparcie książki o dość rzadko spotykane nawet w anglosaskiej fantastyce celtyckie wierzenia. Doceniam także poboczne wątki polskiego sabatu (propsy za wyjątkowe, jak na twórcę z USA, research i szacunek dla odmiennej kultury) oraz kelnerki i jej niezwykłej lokatorki. Szczerze mówiąc, chętniej poczytałabym serie będące rozwinięciem tych dwóch wątków, a nie generyczne przygody zajedwabistego Gary’ego Stu.
Generalnie, książka to typowe czytadełko urban fantasy, powielające najpopularniejsze schematy podgatunku. Polecam tylko jak ktoś ma sentyment do czasów Zmierzchu i Czystej krwi.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter
