1453 + 1 = 1454
prywatny licznik: 48/52
Tytuł: Gamedec: Czas silnych istot
Autor: Marcin Przybyłek
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
Format: książka papierowa
Liczba stron: 660
Ocena: 8/10
W końcu udało się przebrnąć przez czwarty tom sagi o Gamedecu. Trzeci tom był jeszcze dłuższy, liczył chyba prawie 1000 stron (Przybyłek ty bulwo), więc musiałem sobie trochę odpocząć. I tak zeszło prawie dwa lata... Z początku ciężko mi było się z powrotem wciągnąć w to uniwersum, bo nie ukrywajmy, próg wejścia jest spory. W końcu nie od parady 80 stron na końcu zajmują rozmaite dodatki jak słownik neologizmów (cała masa!), spis postaci, opisy planet czy nowej miary czasu. Sprawę nieco ułatwia streszczenie poprzednich tomów, od którego warto zacząć. Przygotuj się jednak, że początkowe sto stron to ciągłe skakanie na koniec tomiszcza i sprawdzanie nowych pojęć w słowniku
Od wydarzeń opisanych w poprzednim tomie minęło jakieś 150 ziemskich lat (99 cykli według nowej miary), więc mamy okolice 24-25 wieku. Ziemia, kolebka ludzkości stracona, pozostała w rękach Thirów po dramatycznych wydarzeniach tomu trzeciego. Ludzkość dokonała kolejnego ogromnego skoku technologicznego. Zasiedlono już 25 planet, na których mieszka ponad 300 miliardów ludzi. A raczej tego czym się stali. Każdy bowiem pełnoletni obywatel ma prawo do przebywania w trzech postaciach, przy czym może to być człowiek organiczny, różnego rodzaju roboty, cyborgi, mechy (...) czy sama psyche przeniesiona do sieci - posthumanizm pełną gębą. Ludzkość osiągnęła już chyba wszystko co można było wymyśleć - inteligentne, samonaprawialne i dowolnie morfujące materiały, teleportacje, skoki hiperprzestrzenne na drugi koniec galaktyki - co tylko chcesz. Nasz główny bohater czas spędza na eksploracji kosmosu, przebywania ze swoim Reorem, stadem rodzinnym (w tych czasach monogamia wyszła z mody, dlaczego sztucznie się ograniczać, jeśli podobają nam się także inni partnerzy) i przed wszystkim jako Ran, żołnierz elitarnej jednostki broniącej wszechświat przed zagładą. Dysponują oni poza klasycznym uzbrojeniem (o ile tak można nazwać gigantyczne latające zbroje-roboty) także zdolnościami psychicznymi, w tym telepatią, wyczuwaniem nastrojów czy jasnowidzeniem. A wspominałem że można roztroić swoją psyche? To może co-op w trzech "ja" w jednej stumetrowej zbroi, prawdziwej machinie do zabijania? Ja strzelam, ty latasz xD
W tej części mamy głównie wojnę, walki i potyczki na różnych planetach, w kosmosie pod wodą czy gdzie tylko wyobraźnia autora nas zabierze. A tej nie zdecydowanie nie można mu odmówić, bo szaleje na całego. Aż boje się co będzie dalej... Jednocześnie, chyba wolałem pierwsze dwa tomy, gdy akcja działa się nie w aż tak odległej przyszłości. Zdecydowanie było to ciekawsze, klimatem bliższe cyperpunkowi niż - jak tutaj Warhamerowi 40k. Książka ma lepsze i gorsze fragmenty, ale raczej nie znajdziemy tu dłużyzn, na które nieco cierpiała poprzednia część. Było tam sporo wątków które nie doprowadziły w końcu donikąd i tylko sztucznie wydłużały treść. Nie znajdziemy też dużego stężenia erotyki, która była obecna wcześniej. Czasem mocno krindżowa, czasem seksistowska ale była niejako znakiem rozpoznawczym, a tu zupełnie nic.
Przede mną jeszcze tom 5 i prequel całej serii, zobaczymy jak się to potoczy. Książki już kupione, ale muszą odstać swoje w kolejce
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter

