#tegiewspomina

0
2
W dzisiejszym wpisie przedstawię grę, która na długo zagościła w moim sercu i do dzisiaj ma tam swój bezpieczny zakamarek. Przed Wami Prince of Persia 3D, wydana w 1999 roku przez studio Red Orb Entertainment. 
Skąd ten sentyment? Pierwsza cześć przygód księcia była nieodzowną częścią dzieciństwa wielu z Was. Mojego również (choć ja nie grałem na PC, a na Pegasusie ). O wersji trójwymiarowej dowiedziałem się z CD-Action 11/99, był to pierwszy numer (i jedyny w najbliższym czasie, nie było mnie na pismo stać, a rodzice nie dostrzegali walorów edukacyjnych „głupich gierek”), jaki kiedykolwiek kupiłem i akurat w nim była recenzja. Gra otrzymała ocenę 8, a wśród wad nie wymieniono w zasadzie nic. Po tej recenzji i obejrzeniu screenshotów zakochałem się w tytule po raz pierwszy, choć nigdy w niego nie grałem.
Minął jakiś czas, pojechaliśmy z rodzicami do dużego miasta na zakupy do Reala. Zawsze spędzałem tam czas na sekcji z grami. Przeglądałem jedynie tanie gry (innych bym nie dostał). Znalazłem grę War Wind. Nie interesowała mnie totalnie, ale z tylu była informacja, że na płycie jest demo Prince of Persia 3D. Tatę udało się namówić na 25zl i tak Książę pojechał ze mną do domu (btw. War Wind było nędzne ). 
Demo zawierało fragment levelu Palace 2. Akurat taki, w którym można było poznać wszystko to, co w oryginalnym Księciu uwielbialiśmy: walkę, kolce, zapadnie, kleszcze, huśtanie na linie w perskich sceneriach. 
Jakiś czas później pojechaliśmy z rodzicami na zakupy do Niemiec. Tam w markecie była duża sekcja z grami i po raz kolejny spędziłem tam większość czasu. Było tam kilka starszych gier w niższych cenach, w tym właśnie pudełkowe wydanie Prince of Persia 3D za 20 niemieckich marek. W tamtych czasach były to wciąż spore pieniądze, ale tato dał się namówić
Jak się okazało, gra była po niemiecku (tragiczny dubbing) oraz strasznie haczyła na moim Celeronie 300Mhz, 32MB RAM bez akceleratora :) ale komu to wtedy przeszkadzało? Po kilku latach w końcu moja randka z Księciem mogła się rozpocząć na dobre. A była to bardzo dobra randka!!
Ok, po sentymentalnej wstawce czas na trochę konkretów. Fabularnie po raz kolejny Książę nie ma łatwego życia. W pierwszej części prosty uliczny chłopak ratuje księżniczkę z rąk uzurpatorskiego wezyra Jaffara, który jednak nie daje za wygraną i przy pomocy magii zmienia świeżo upieczonego księcia w żebraka, samemu zajmując jego miejsce u boku księżniczki (cześć druga). I tu ponownie książę wychodzi zwycięsko. 
Jednak show must go on, nowa cześć w trójwymiarze potrzebuje uprzykrzyć księciu trochę życia. I tak bohater razem z małżonką i teściem Sułtanem Persji przebywają z wizytą u sułtańskiego brata Assana. Gości zabawia perska tancerka, wykonująca imponujący taniec z mieczem (naprawdę imponujący jak na rok 1999! Intro do gry było dobre!). I nagle ten miecz przebija jednego ze strażników orszaku, a królewska rodzina zostaje pojmana. Jak się okazało dziadek Sultan obiecał niegdyś rękę księżniczki synowi swojego brata - pół człowiekowi pół tygrysowi - Rugnarowi (bardzo klimatyczny antagonista btw.). I tak Księżniczka po raz kolejny zostaje uwięziona, a Książę ląduje w lochu. 
Technicznie gra jest zbliżona do pierwszych odsłon Tomb Raidera - ruchami księcia sterujemy z widokiem zza pleców. Podczas podróży skaczemy, wspominamy się, pływamy, przesuwamy kamienne bloki i skrzynki, wspinamy po słupach, huśtały na linie, uruchamiamy różnorakie mechanizmy, unikamy niezliczonych, czasami bardzo finezyjnych pułapek oraz oczywiście walczymy. Wśród dostępnych broni mamy miecz, podwójne ostrza oraz kij, a na dłuższy dystans możemy posługiwać się łukiem. Wśród dostępnych strzał mamy bardzo szeroki wybór - od tradycyjnych, przez zamrażające, wybuchowe, trujące, kradnące życie lub wypuszczającą przy zerknięciu z wrogiem chmary szerszeni. Każdą broń zdobywamy oczywiście wraz z postępem fabuły. Sama walka zrealizowana została całkiem dynamicznie, wrogów jest sporo, ale nie z każdym musimy walczyć, czasami warto uciec. Bywają związane z walką zwroty akcji, są elementy zaskoczenia, a pierwsze spotkanie z Rugnarem było dla mnie bardzo niespodziewane, efektowne i spowodowało ciarki na plecach. 
Nie byłoby również Księcia bez znajdowanych tu i ówdzie eliksirów. Poza znanymi z poprzednich części eliksirów ustawiających, wydłużających żucie i trucizn, mamy również mikstury specjalne - dające niewidzialność, zmieniające wygląd, dające super skok itd. 
W trakcie podróży mamy kilkanaście lokacji, bardzo zróżnicowanych pod względem wyglądu i klimatu. Od więzienia, przez pałacowe korytarze, rybacką wioskę, statek powietrzny (!!), wysokogórskie sanktuarium, po krainę w chmurach. Lokacje są fajnie zaprojektowane, bardzo różnorodne i w swoich czasach zrobiły na mnie ogromne wrażenie. W niektórych miejscach potrafiłem stać i rozglądać się tylko po to, by złapać malowniczy zrzut ekranu. Jest ładnie, kolorowo, klimatycznie.
Co natomiast zrobiło na mnie największe wrażenie - oprawa muzyczna! Linia melodyczna jest świetna i wspaniałe oddaje klimat gry. Arabskie melodie przeplatane kobiecym śpiewem. Do dzisiaj jest to dla mnie jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych z gier i zdarzało się, że puszczałem ją na słuchawkach podczas pracy. Prawie każda lokacja miała swój utwór przewodni.
Gry nigdy nie udało mi się ukończyć. Byłem prawdopodobnie na przedostatnim levelu, nie potrafiłem go przejść. Przygotowując ten wpis postanowiłem grę odpalić i zacząć od nowa. Do wspomnianego levelu jeszcze nie dotarłem, ale mam taki plan na najbliższe dni (o ile uda mi się przeskoczyć jeden moment na planszy w statku powietrznym - platforma która powinna być ruchoma z jakiegoś powodu taka nie jest. Podobno to bug, który często znika po wczytaniu wcześniejszego save’a. A ze cały czas gram na quick save, musiałbym przechodzić poziom od nowa. Na razie odpuściłem
Póki co dziękuje jeśli dotarliście aż tutaj. Na osłodę przydługiego wpisu kilka screenów mojego autorstwa oraz link do wspomnianego wyżej intro. Enjoy!
https://youtu.be/DI6xUkMJOvk
PS. dajcie znała w komentarzach czy te wpisy mają sens i powinienem kontynuować. Jeśli się podoba, chętnie przyjmę symbolicznego grzmota
#staregry #gry #nostalgia #tegiewspomina
b53ed2ee-367d-457a-8ac3-67fd24871bdc
514746f9-db62-40ca-be67-c530425b538b
efbb0a7b-7e4b-4476-9092-3b9b31570a09
2ea40b55-2240-4187-a158-5e90d5e6f0d0
e6472ee8-6e62-43d7-a7a4-453224752684

Zaloguj się aby komentować

Witam Hejtowiczów :) 
Zgodnie z zapowiedzią i z racji nawet niemałego zainteresowania pierwszym wpisem, nadszedł czas na kolejny. 
Dzisiejszą sentymentalną podróż odbędziemy z zakręconym bohaterem gry Earthworm Jim. 
Wydana w 1994 przez Gameloft gra jest typową platformówką 2D, choć “typowa” może wcale nie być odpowiednim słowem. 
Już sam opis fabularny przypomina narkotyczny trip natchnionego zgrywusa. Otóż żyła sobie dżdżownica o imieniu Jim, zajmująca się tym, czym każda porządna dżdżownica się zajmuje. Pewnego dnia Jim akurat uciekał z gniazda kruków i skrył się w leżącym na ziemi skafandrze. Okazało się, że skafander ten wypadł z kosmicznego statku łowcy głów Psy-Crow, który miał dostarczyć go złowieszczej Królowej Slug-For-A-Butt (sic!), chcącej zapanować nad światem. Pod wpływem atomowej mocy skafandra nasz bohater rośnie do ludzkich rozmiarów i postanawia przy jego pomocy ów świat uratować oraz przypodobać się bliźniaczej siostrze złowieszczej Królowej - księżniczce What’s-Her-Name. 
Tak rozpoczyna się podróż przez kilkanaście leveli. Ale cóż to jest za podróż! Kolejne etapy znacząco różnią się od siebie zarówno wizualnie, jak i pod względem rozrywki. Twórcy mieli naprawdę ogromną fantazję. Są więc typowe etapy platformowe, ale też całkowicie odjechane: kosmiczny wyścig w widoku pseudo 3d, pojedynek na bungee, podwodna podróż w pojeździe przypominającym batyskaf, gdzie mamy ograniczoną ilość powietrza i szklane ścianki, cholernie wrażliwe na uszkodzenia ;). A może macie ochotę pojeździć na chomiku? Spoko, będzie okazja. Pochodzić bez skafandra również. 
Kolejny dziwaczny level - “For Pete’s Sake” - w którym musimy odprowadzić do domu roztańczonego i wesołego pieska. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie 3 rzeczy:
- piesek jest głupawy i brnie do przodu nie oglądając się nic nic,
- gdy pieskowi stanie się coś złego, wstępuje w niego diabeł, chwyta nas w zęby i cofa z powrotem o pewną odległość, 
- dookoła jest bardzo wiele rzeczy, które chcą pieskowi zrobić coś złego ;) 
Gra jest totalnie odjechana i pełna absurdalnego humoru na każdym kroku. Nawet zakres ruchów bohatera potrafi wywołać salwę śmiechu. Strzelanie z bicza? Jasne, robotyczne ramię skafandra po prostu wyciągnie Jima przez kołnierz i użyje go jako pejcza. Podobnie z chwytaniem się wystających haków czy zrobienia śmigła do wolniejszego spadku w dół. Postoimy chwilę w bezruchu, to bohater zacznie się nudzić i reagować w różnoraki sposób (prężenie muskułów, zabawy bronią, pokaz talentu wokalnego..). 
Wygląd leveli i przeciwników jest pełen nonsensu. Każdy etap kończy się walką z Bossem. Walka nie polega na zwykłym strzelaniu. Na kilka rozwiązań trzeba wpaść, gdyż zwykłe strzały nie zrobią na przeciwnikach wrażenia (o czym dadzą nam znać, np. wystawiając język i pierdząc… pachą ). 
Szczególnie się uśmiałem przy walce z bossem Bob the Killer Goldfish, ale nie będę może spojlerował ;) 
Zauważyliście może, że imiona przeciwników i plansz są również mocno abstrakcyjne? Owszem, są w pełni abstrakcyjne i pełne gry słów (“New Junk City”, “Buttville”, “Snot a Problem”…). 
Żeby nie było zbyt nudno, twórcy dostarczyli również kilka kodów do gry. Bardzo wpływają one na rozgrywkę! Nasz bohater może dzięk nim… nosić afto lub okulary z wąsami :) 
Zakończenia gry nie będę spojlerował, ale jest ono co najmniej absurdalne ;) 
Rozgrywka bywa czasami lekko irytująca a powodu dość wysokiego poziomu trudności. Ale być może to tylko moje młodzieńcze wspomnienia - w Earthworm Jim grałem po raz ostatni kilkanaście lat temu. 
Pomimo sędziwego wieku, grafika nie gryzie w oczy. Wiadomo, nie jest to młody tytuł, ale jestem pewien, że i dzisiaj grałoby się świetnie. 
Natknąłem się na informację, że w 2010 wyszedł remaster w wersji HD, również w wersji na Xboxa. 
Bardzo chętnie bym go kupił, aczkolwiek w sklepie Xbox jest informacja, że “produkt nie jest dostępny osobno” i nie widzę żadnego sposobu na zakup. 
Może ktoś z Was zna rozwiązanie? 
https://www.xbox.com/pl-PL/games/store/earthworm-jim-hd/bt0zpg6h6096
#nostalgia #staregry #retrogaming #tegiewspomina
4d9d6ae3-2838-4052-b030-d1e3b090bd28
5128d062-30ad-432b-8d95-1f0181d89ba7
dc67d695-4d91-466e-bd0b-f05e22ff8388
92229f47-287d-4d8b-b591-525d7a3c3990
f2a3c030-0c65-4848-9974-2eb0cda192b7
Mr.W

Chodziłem do kolegi,bo na moim nie chodziło.

R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk

Zawsze można sobie poszukać w necie rom zgrany z kardridża i odpalić na emulatorze np SNES, lub Megadrive.

tegie

@R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk ja mam wersję na PC tą oryginalną z ’94 roku. Pewnie w necie też takową nie problem znaleźć bez konieczności używania emulatorów.

Ja miałem nadzieję na wersję HD na Xboxa. Rzadko gram, a odkąd mam konsolę, to na PC nie gram prawie w ogóle. Dzisiejszy dzień to był wyjątek - wyciągnąłem starą płytę żeby odświeżyć sobie pewien tytuł do kolejnego wpisu

Zaloguj się aby komentować