Wyobraźmy sobie taką sytuację: trzech cyganów jedzie rowerem po czekoladę. Oczywiście jednym rowerem, bo dlaczegóż by dwoma. Jest z górki, mkną dość prędko. Jadą po jedną czekoladę. I oczywiście jeszcze nie wiedzą, po jaką. Albo nawet po którą.
W pewnej chwili mijają Supersam i jeden z cyganów krzyczy:
-Tato, skręcamy w prawo!
Ale nie skręcają w prawo, bo w międzyczasie ktoś już zdążył zapierdolić kierownicę.

Marc-Antoine Barrois - cyGanymede

O Ganymede czytałem już nie raz. Z opowieści odebrałem to pachnidło jako dość polaryzujące, przy czym utożsamiałem się bardziej z tymi przychylnymi opiniami. Tak sobie wyobrażałem nasze spotkanie: polubimy się. Od MAB do tej pory poznałem jedynie Encelade – moim zdaniem dość spektakularny i oryginalny zapach. I tak, jak się spodziewałem: z Ganymede nie jest inaczej.

Już w otwarciu poczułem tę, opisywaną niejednokrotnie, świeżo pomalowaną ścianę. Ale nie taką z pędzlem przyklejonym do parapetu i zdeptaną popielniczką na środku pokoju. To świeżutko pomalowana ściana w czystym pokoju. Lekkiej kwaśności w otwarciu dodaje mandarynka – choć tu akurat się wymądrzam, bo ja czuję cytrynę. A ten słynny ni-to-drzewny ni-to-lakierowy niuansik (kojarzący mi się trochę z Bois Imperial) to prawdopodobnie połączenie osmantusa (w tym przypadku wończa pachnąca) z akigalawood. No i niby syntetyk, chemol... jednak akigalawood jest tak naprawdę produktem oksydacji enzymatycznej (brzmi groźnie, choć to tylko utlenienie) olejku paczulowego a następnie wyekstrahowania stamtąd kilku ciekawych substancji, m.in rotundonu (produkt oksydacji alfa-guaienu zawartego w olejku paczulowym), który to naturalnie występuje na przykład w drewnie agarowym, pieprzu czy (w mniejszej ilości) winie. Olejek pozbawiany jest również substancji nadającej mu ziemisty charakter - tak naprawdę to chuj jeden wie, która to substancja, bo jest ich tam dość dużo. Na pewno więcej, niż cyganów na rowerze.

Zatem paczula okradziona z nut ziemistych daje nam taki drewniano-czekoladowy, lekko słodkawy niuansik. Nie skręca ani w lewo, ani w prawo; mandarynka znika niczym kierownica z roweru i na kilka godzin zostajemy z nieofensywną i nawet dość elegancką, drzewno-czekoladowo-miodową bazą.

Gdybym był cyganem, swoim dzieciom dawałbym imiona pochodzące od nazw księżyców Jowisza i kazałbym im orbitować wokół siebie w drodze na zakupy. Ganimedes byłby tym, który rozmawia z panią przy kasie.

6/10 (niestety, mam coś z tym akigalawoodem na pieńku)

Za uprzejmością @CheemsFBI

#perfumy #recenzjeperfum #heheszki
5e4013c2-337c-480e-a137-53c4e0b91c8c
JohnnMiltom

@dziadekmarian Musze psiknąć sobie Ganymedesa dla przypomnienia, bo nie wyczułem tam nigdy czekoladowo-miodowej bazy. Ciekawe czy zadziała siła sugestii.

Po chwilowym zachwycie jednak doszedłem do wniosku, że odpuszczam flakon. Dla mnie to bardziej zapach ciekawostka niż do noszenia na co dzień. Zdecydowanie wolę Boisa. A z takich mineralno-skorzano-owocowych klimatów przyjemniejszy jest Nishane Safran Colognise.

saradonin

polaryzujący XD

taki 3,6 bym powiedział

f7a1fac1-26e0-4cfb-9cd1-6c92deaaa7cb

Zaloguj się aby komentować