Wolność słowa nie oznacza akceptowania zachowań psujących społeczeństwo.
Tak, jak chcemy by w komunikacji miejskiej pasażerowie byli... cóż - czyści i umyci.
Czy to oznacza, że odbieramy komuś wolność? Bo a nuż chciałby wejść do tramwaju śmierdzący moczem? A za nim 30 podobnych? Pewnie tak i nie, to zależy, jak na to spojrzeć, ale zostawmy to.
Widać jednak jedno. Widać, że sprawa jakości w społeczności nie uznaje w 100% akceptacji zachowań innych, tym samym naruszając ich możliwości "ekspresji" i ich "wolności" jeśli w tych kategoriach wolność będziemy rozpatrywali.
Myśle, że sporo osób otwiera oczy na jedną zasadniczą sprawę - przez swoją pokorność, wiarę w to, że "będzie dobrze" oddając głos ogółowi, zauważyli, że najmniej krytycznie myśląca grupa z nizin jest grupą najgłośniejszą i paradoksalnie najstabilniejszą, bo nie jest podatna na efekty racjonalnej dyskusji. Takie oddanie władzy ogółowi bardzo szybko zmienia społeczność w to, co widzimy w polskiej polityce i... na chociażby portalach społecznościowych.
Jeśli wymagamy norm to musimy o nie niestety walczyć. I to również mowię do siebie. Jak będziemy bierni to życie będzie jakościowe albo w hermetycznych grupach, albo w pojedynkę, ale na pewnie nie w większej społeczności. A to nie o to chodzi, prawda? Mamy okazję pokazać, że jakość i normy są ważniejsze od "wolność dla wszystkich", bo w tym kontekście jest to tylko manipulacja. Jakby była wolność dla wszystkich to mógłbym za paliwo płacić karabinem AR15, a przed sądem powiedzieć, że tylko przecież z nią wszedłem na stacje i patrzyłem 5 minut w oczy sprzedawcy bez mrugnięcia. Przecież mam pozwolenie. Przecież wolność słowa, wyboru.
A do czego póki co doszło?
A do tego, że w 40 milionowym kraju normalni ludzie nie chcą wrzucić pozytywnej informacji o swoim sukcesie na największy portal społecznościowy w kraju, bo... bo podejdą do niego pasażerowie śmierdzący moczem i go otoczą. To samo dzieje się w przypadku udzielaniu kobiet. Czy to jest wolność słowa?
#afera

Zaloguj się aby komentować