Wolność „od” i wolność „do”: czyli o tym, że przymus faktyczny bywa gorszy niż prawny

Wolność „od” i wolność „do”: czyli o tym, że przymus faktyczny bywa gorszy niż prawny

hejto.pl
Liberalne pojmowanie wolności mierzy ją tym co nam zakazane, a co dozwolone. Jednak dużo ciekawszym bywa badanie na ile te prawa naprawdę możemy zrealizować.
Najprostszego przykładu dostarczy nam chyba osoba uzależniona
Nikt nie nakazuje alkoholikowi wlewać w siebie kolejne butelki wódki. Ani nie zakazuje mu iść na odwyk. Pod tym względem jest człowiekiem całkowicie wolnym. Jednak kto sam mierzy się z tą chorobą lub zna ją z otoczenia doskonale wie, że mówienie „w każdej chwili mogę przestać” nie jest prawdą. O takich osobach mówimy, że są zniewolone przez nałóg – i wcale nie jest to metafora.
Problem ten poruszył w 1958 roku jeden z najważniejszych filozofów współczesnego liberalizmu Isaah Berlin.
Na samym początku wspomniał, iż „wolność” odnosi się do blisko dwustu różnych znaczeń, co zresztą już samo w sobie stanowi o tym iż musimy używając tego słowa precyzyjniej wskazać o co nam chodzi. Dalej Berlin skupia się na dwóch jego znaczeniach: wolności negatywnej („Wolność od” i pozytywnej (wolność „do”).
Wolność „od” jest raczej intuicyjnie zrozumiała
Odbiera mi taką wolność policjant zakuwając w kajdanki albo prezydent miasta odbierający koncesję na sprzedaż alkoholu w sklepie. Taka wolność polega po prostu na tym, że nikt mi nie przeszkadza w robieniu tego, co chcę robić. Jednocześnie co dana osoba z taką wolnością zrobi jest jej prywatną sprawą. Wspomniany alkoholik jest w tym sensie wolny, bo wchodząc do sklepu nikt nie nakazuje mu na co ma wydać pieniądze, czy kupi sobie sok czy wino.
Negatywna wolność jest nakierowana na tworzenie możliwości. Jeżeli na przykład pojmujemy tak wolność słowa, to gwarantując ją ludziom nie robimy tego aby np. mogły powstawać nowe, oryginalne dzieła literacki. Wolność słowa jest dobrem samym w sobie, a to czy ludzie korzystając z niej stworzą nowego „Hamleta” czy patologiczny stream internetowy nie ma żadnego znaczenia.  
Wróćmy jednak do przykładu alkoholika. Ustaliliśmy, że chodząc po sklepie ma nieskrępowaną możliwość w którą stronę się udać.
Faktycznie jednak głód alkoholowy wyznacza jasny kierunek do którego zmierza a jest nim alejka z napojami wyskokowymi. Nie ma przy tym znaczenia, czy człowiek ten zdaje sobie sprawę ze swojego uzależnienia i uważa, że „to jest silniejsze od niego” czy też bagatelizuje swój problem. Niewątpliwie, brak przymusu nie oznacza, że podejmowane w sklepie decyzje nie są z góry podyktowane.
Pozytywne pojęcie wolności właśnie tego typu przypadki bierze na tapet
Wolność nie polega tu tylko na samym braku przeszkód ze strony innych, lecz na pozytywnej możliwości realizacji właściwych dla danego człowieka celów. Państwo więc nie tylko musi powstrzymać się od przeszkadzania obywatelom i pilnować, by nie przeszkadzali im inni, ale także podejmować aktywne działania, aby okoliczności faktyczne (jak w przypadku alkoholika jego uzależnienie) nie sprowadzały jego wolności do prawnej fikcji.
Problemy z wolnością pozytywną?
Oczywiście, cała masa. Ten koncept zakłada bowiem, że jest jakieś dobro, które powinienem realizować. I to niezależnie od tego, co ja uważam na ten temat. Była (i jest) cała masa polityków, którzy uważali, że wiedzą lepiej jak ludzie powinni żyć, kończyło się to dla milionów za drutami kolczastymi. Totalitaryzmy lubowały się w wolności pozytywnej: czy to hitlerowska doktryna „Lebensraumu” która miała rzekomo zapewnić „rasie panów” możliwość godnej samorealizacji, czy też rzekomo dyktowana koniecznością dziejową dyktatura sowiecka.
Tyle tylko, że nie jest to jedyny wymiar patologii
Profesor Władysław Tatarkiewicz pisał niejednokrotnie o filozofii minimalistycznej, czyli takiej która stawia sobie może niezbyt ambitny, ale za to – przynajmniej w ich opinii – realny do spełnienia. I tak najlepiej pominąć wszystkie tematy które są niemierzalne i empirycznie nieweryfikowalne. Niewątpliwie koncepcja wolności negatywnej do takich należy: zazwyczaj łatwo wskazać przypadek kiedy jest ona ograniczona, a najczęściej konflikty dotyczą sytuacji kiedy zbiegają się wolności dwóch osób i trzeba je jakoś pogodzić (czy powinniśmy ograniczyć prawo Janusza do odpoczynku po pracy, czy prawo jego sąsiada Kazika do koszenia w tym czasie trawnika).
Problem polega na tym, że fakt iż coś jest trudne do rozstrzygnięcia i nie ma do końca dobrej metody by to badać nie oznacza, że to coś zniknie gdy przestaniemy o tym mówić.
Nie inaczej jest w tym przypadku. Udawanie, że narkoman na głodzie ma możliwość przestać ćpać w każdym momencie jeżeli nie będziemy go zmuszać do ćpania może i jest wygodne, ale to zwyczajne rżnięcie głupa. Są zresztą i dużo gorsze przypadki: kiedy ktoś dostaje bana w social mediach nagle pojawia się masa prześmiewczych komentarzy, że jak się nie podoba to niech założy własnego Facebooka. Nie wiem co w tym śmiesznego, wiem że w sytuacjach kiedy naprawdę pojawia się startup mogący zagrozić komuś z kilku wielkich korporacji Big Techu dostaje od nich propozycję nie do odrzucenia: albo cię kupimy, albo zniszczymy.
Prawdziwym wyzwaniem w rozwiązaniu problemu naszej wolności nie jest więc ani zamykanie oczu na faktyczne jej ograniczenia, ani, z drugiej strony, tworzenie szczegółowych regulaminów według których mamy żyć. Potrzeba raczej syntetycznego rozwiązania, które przynajmniej załagodzi ryzyka obu tych podejść. Jest to zadanie trudne i nikt nie powiedział, że możliwe do zrobienia.
PS1: można mnie znaleźć na FB, Instagramie i Hejto:
https://www.facebook.com/filozofiadlajanuszy
https://www.instagram.com/filozofiadlajanuszy/
https://www.hejto.pl/spolecznosc/filozofia-dla-januszy
PS2: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować