Dla deweloperów droższe mieszkania to nie większy zysk, tylko większe ryzyko niesprzedania gotowego produktu.
@dmic No nie do końca a właściwie to nie.Banki i fundusze wykupią. Niestety wykupują i u nas w Polsce coraz bardziej stąd problemy na rynku mieszkaniowym mogą narastać. No chyba,że z moimi "szurskimi teoriami spiskowymi" jednak mam rację,wtedy może narastać to nie będzie.
Ryzyko nie sprzedania to by było tylko wtedy gdyby nie było chętnych i mieszkanie było droższe względem innych deweloperów i reszty rynku.Ale ja nie o tym mówiłem,a o tym,że cała branża działa na naprawdę sporych zyskach i mówienie tutaj o "premii za ryzyko" jest często bzdurą. Pokaż mi inną branżę co ma pewne zamówienia na kilka lat do przodu (poza zbrojeniówką rzecz jasna) - koszty kosztami,te mogą rosnąć,ale klientów jest więcej jak mocy przerobowych czy budujesz domy,czy stawiasz infrastrukturę,czy nawet gdy jesteś malarzem pokojowym,płytkarzem albo stawiasz płoty (moja dalsza rodzina z malutkimi firemkami - u nich pracy nie szukam,bo już raz mnie wydymali na kasie).
Oczywiście trochę racji co do ryzyka inwestycyjnego takiego dewelopera to masz,ale ryzyko inwestycyjne wynikające z rzeczy które wymieniasz:
-
środowisko prawne
-
ceny półproduktów (grunty, materiały budowlane)
-
gorszy dostęp do środków finansowania inwestycji (drogie kredyty np.)
-
niepewność na rynku
-
koszty pracy i pozyskiwania pracowników
To w innych branżach też. To jest raczej uniwersalne ryzyko działalności gospodarczej.
Akurat z branżą budowlaną to miałem styczność ostatnio choć nie był to deweloper (robiłem w 2 firmach budowlanych zajmujących się infrastrukturą - nie powiem jaką itd dla prywatności itd) i obecnie jestem bez pracy (druga firma wykończyła mnie psychicznie,już wcześniej miałem problem a teraz diagnoza nerwicy lękowej).
Patrząc od środka to:
-
Projektanci i architekci robią projekty na niesamowity odpierdol szybko i niedokładnie. I dobrze jest jak projekt nie jest robiony z rewizjami w trakcie inwestycji (trafiłem i na takich cudaków niestety) bo całą resztę to ja będąc (mgr) inżynierem spoza branży budowlanej byłbym w stanie się nauczyć przez kilka lat max. Gdyby dało się uczyć w tej branży na lajcie - a wiem,że raczej się nie da.
-
Zarządzanie pracownikami leży - z jednej strony zatrudnia się za mało ludzi,z drugiej strony są tacy co by chcieli nimi góry przenosić. A z trzeciej strony - pracowników dobiera się do inwestycji byle jak i specjalisty brakuje często dlatego,że kazano mu robić coś,co nie wymaga jego kompetencji żeby zatkać inną "dziurę". Organizacja pracy to ogromna bolączka tej branży - i to nie dostrzegana przez osoby decyzyjne - a przy takich pieniądzach za nieraz nerwową atmosferę wynikłą z beznadziejnej organizacji - nie dziwię się,że ludzie uciekają do lepszej organizacji i do lepszych pieniędzy.
-
Chyba z reguły jest tak,że jest więcej inwestycji/zadań w obrębie inwestycji do realizacji niż pracowników. Choć całej branży to nie znam i pewnie są miejsca,gdzie jest znowu przerost zatrudnienia. (Zwłaszcza jak ktoś pracowników nie pilnuje bo z tego co widzę to taki frajer jak ja co z własnej inicjatywy coś robi czy poprawia to się nie zdarza, typów co udają że coś robią a nie robią nic jest zatrzęsienie)