Tajemnice watykańskich archiwów

Tajemnice watykańskich archiwów

hejto.pl
Bazylika św. Piotra – to największy chrześcijański kościół na świecie. Wysokość kopuły – 119 i średnica – 42 m. W czasach Nerona na tym miejscu znajdował się cyrk, gdzie chrześcijanie ginęli męczeńską śmiercią.
Od końca XIX wieku każdy z papieży obiecuje otworzyć dla badaczy część tajnego archiwum watykańskiego. A co znajduje się w tym archiwum? Tam znajduje się zbiór dokumentów Kurii Rzymskiej, papieskich nuncjatur i wszystko to, co było ważne dla Kościoła katolickiego. Archiwum wyprowadzono z Biblioteki Watykańskiej 400 lat temu i od tego czasu jest ono największym zbiorem dokumentów i tajemnic światowej polityki. Aktualnie historyk może się zapoznać z dokumentami sporządzonymi do 1939 roku (cóż za przypadek ), ale musi dobrze wiedzieć, czego szukać: w archiwach Watykanu znajduje się 85 km stelaży…
Zbiór informacji
Problem leży nie tylko w ogromie pojemności zbiorów bibliotecznych. Dokumenty odnoszące się do tego czy innego okresu od początku przechodziły selekcję. Wszystko, co może być jeszcze aktualne – wycofuje się. Swobodny dostęp mamy do dokumentów, które jak wiadomo, są znane uczonym. Tak więc nie jest ważne to, co Watykan udostępnił do wglądu ale to, co do dziś dnia jest ukryte w archiwach.
Kościół katolicki od samego początku istnienia był idealną maszyna do zbierania informacji. Każdy duchowny był agentem, każdy legat papieski – rezydentem. Czasami przedstawiciele Watykanu dzielili się wiedzą z współczesnymi im ludźmi, ale najczęściej chowali ją dla siebie, zgodnie z zasadą WIEDZA = WŁADZA.
W swoim czasie rzymscy papieże byli ważnymi figurami na politycznej arenie międzynarodowej i posiadanie ekskluzywnych informacji pozwalało im na aktywne włączanie się w procesy polityczne. Ale teraz jest im trudno rywalizować z potężnymi aparatami państwowymi. Watykan był i wciąż jest państwem, które prawnie chroni swoje sekrety. Szczególnie tym bardziej, że niektóre z nich mogą nadszarpnąć autorytet Kościoła katolickiego. Czy będzie zatem ujawniona jakaś poważna informacja dotycząca ubiegłego wieku? Stosunków papieży z reżymem nazistów, działalności Kościoła katolickiego w czasie Zimnej Wojny, tajemnice przewrotów wojskowych i inne aktualne tematy, które pojawiały się na świecie Bożym, a które jeszcze długo będą kisły w sejfach pod gryfem ŚCIŚLE TAJNE.
Kto naciskał na papieża?
Jan Paweł II odtajnił archiwa dotyczące pontyfikatu Piusa XI w latach 1922-1939, ale i nie wszystkie. Następne miały być dokumenty dotyczące panowania papieża Piusa XII, którego także nazywano „papieżem Hitlera”. Ale jak na razie, to wszystko, co dotyczy II Wojny Światowej pozostaje utajnione. Kurtyna tajemnicy z lekka uniosła się w 2014 roku.
Chociaż wedle wszelkich znaków, prace nad przygotowaniem dokumentów do ich ujawnienia i ukazania na światło dzienne były prowadzone. Na ten przykład wiadomo, że Watykan nie miał zamiaru ujawniać papierów z berlińskiej nuncjatury (ambasady – przyp. aut.) z lat 1931-1934 i 1939-1945. Niektóre z nich uznaje się za zniszczone w czasach wojny. Pozostałe próbowała zbadać specjalna komisja złożona z katolików i żydów powołana przez Jana Pawła II.
Prawdą jest, że w 2001 roku izraelscy historycy zrezygnowali z prac w komisji i do dziś dnia milczą na temat tego, co doczytali się w archiwach. Watykan miał nie tylko przedstawicielstwo w III Rzeszy, ale także posyłał emisariuszy do Hitlera oraz zbierał informacje o liderach nazistów. To się przydało w czasie wojny. Zgodnie ze zdaniem historyków, wysłańcy Kościoła katolickiego drogą szantażu, przekupstwa, a czasami i posługując się starymi kontaktami z faszystowskimi urzędnikami oswobodzili z hitlerowskich koncentraków ponad 800.000 Żydów.
Przedstawiciele Izraela obwiniali Piusa XII o to, że ratował on tylko Żydów-katolików, a Holokaust oceniał on bardzo strachliwie. W odpowiedzi na to Watykan opublikował relację papieskiego nuncjusza ze spotkania z Hitlerem, w czasie którego mowa była o polityce nazistów względem Żydów. Rozmowy te miały miejsce w 1943 roku i jak widać, nie przyniosły one żadnych rezultatów.
Oficjalne stanowisko Watykanu było takie: pontifex zmuszony był do milczenia, ale dzięki temu Kościół istniał.
Niestety, gdyby papież chciał głośno krzyczeć, to zarzucono by mu oczekiwanie i milczenie; gdyby on chciał by działać i pomóc, to znowu wymówiono by mu oczekiwanie i cierpliwość – pisał po wojnie Pius XII.
O naciskach ze strony Hitlera i Mussoliniego można by było mówić otwarcie, a wyrażenia użyte przez papieża świadczą o zaangażowaniu się innych sił, które były aktywne także w powojennej Europie. Odpowiedź na pytanie, co to były za siły na pewno są ukryte w archiwach.
Miliony Mussoliniego
Jeszcze jedna tajemnica ukryta w archiwach Watykanu to los gigantycznych sum przekazanych papieżowi w zamian za uznanie faszystowskiego reżimu Mussoliniego. Duce dogadał się z Kościołem w 1929 roku, a już w 1931 papieski finansista Bernardo (Bernardino) Nogara założył w Luksemburgu obszerny holding dla skupywania nieruchomości w całej Europie.
Istnieje przypuszczenie, że Nogara działał nie tylko w interesach Watykanu, ale także na wyraźne polecenia Mussoliniego. Ten uważał, że wcześniej czy później może rozstać się w władzą i zamierzał ukryć się za granicą. Swoją przyszłość włoski dyktator planował zabezpieczyć przy pomocy dziesiątków podstawionych firm posiadających nieruchomości w Londynie, Paryżu, Berlinie, Madrycie i Nowym Jorku.
Brytyjscy dziennikarze niedawno podliczyli, że za holdingiem British Grolux Investments Ltd. tylko w Londynie stoją nieruchomości za 680 mln €. Poza tym są tam także całe dzielnice mieszkaniowe w Szwajcarii, biurowce w Paryżu i jakieś przedsiębiorstwa w Ameryce. Poprzez łańcuszki podstawionych firm ślady wiodły do nie istniejącego już trustu Profima. W lata wojny firma ta była obwiniana o „działalność sprzeczną z interesami alianckich mocarstw”. Nogara chciano w 1943 roku wyrzucić z Anglii na próbę sprzeniewierzenia środków finansowych, należących do włoskich banków, na drodze przekazania ich Profimie. Ale wmieszała się w to Stolica Apostolska, której przedstawiciele oświadczyli wprost, że jest to holding Watykanu.
Dalsze śledztwo weszło w ślepą uliczkę: brytyjskie ustawodawstwo pozwala komercyjnym strukturom nie publikować danych swoich beneficjentów. Nie zamierza się spieszyć rozpowszechnić informację o milionach Mussoliniego i Watykanu.
Z pozdrowieniami – matka Teresa
Nieźle byłoby zajrzeć także do spraw dotyczących rachunków wystawionych przez błogosławionych. Wszak Kościół katolicki dokładnie sprawdza wszelkie relacje o życiu i działalności kandydatów, godnych najwyższych zaszczytów. Ot, np. w stosunku do Piusa XII procedura kanonizacji została zawieszona – coś w życiu tego papieża okazało się dla komisji wątpliwe.
A taka matka Teresa z Kalkuty przeszła przez komisję śpiewająco. Faktem jest, że medycy mieli niejakie wątpliwości z powodu leczenia nałożeniem rąk, ale to już sprawa Kościoła – przyznanie do kategorii cudu czy nie. Pozostaje tylko dowiedzieć się, jak to się stało, że wysoka komisja obeszła wielkiej ilości skarg na założycielkę zakonu Sióstr Misjonarek Miłości. Nie patrząc na wysyp kościelnych i cywilnych nagród i zaszczytów, wielu jej podopiecznych nie wspomina jej dobrym słowem.
Kanadyjscy dziennikarze niedawno opublikowali pracę, poświęconą krytyce błogosławionej Teresie. Mówi się w niej, że finansowa działalność zakonu była ciemna i nieprzejrzysta, metody leczenia – wątpliwe, pracoterapia obowiązkowa, prawa kobiet, które trafiły pod jej opiekę były poważnie naruszane, i wiele, wiele innych przestępstw. Dziennikarze twierdzą, że na matkę Teresę nie tylko skarżono się do władz Indii, ale także do Watykanu. Jednakże pozostawało to bez odpowiedzi. I nie patrząc na to, że kobiety były umieszczane w schroniskach na siłę, a wielu pacjentów zakonnic zmarło z powodu nieumiejętnego leczenia czy nieotrzymania pomocy – w ogóle!
Ostatnia wycieczka na Zachód
W XX wieku Watykan zwrócił uwagę na Amerykę Pd. Jest tam o wiele więcej wierzących niż w Europie, a autorytet papieża nie podlega dyskusji. Poza tym z Kościołem musieli się liczyć także południowoamerykańscy dyktatorzy. Oni tak czy inaczej budowali swe stosunki ze Stolicą Apostolską – najczęściej na dwustronnych warunkach. Także USA w czasie prezydentury Johna F. Kennedy’ego (był on katolickim prezydentem) Kościół uzyskał tam nigdy niewidziane wcześniej przywileje. Ten zaś z kolei, od specjalnego wysłannika papieża uzyskał wstępną informację o rozmieszczeniu na Kubie rakiet z głowicami jądrowymi, którą później tylko potwierdził wywiad. Wysoko postawieni katolicy ostrzegali go także przed zamachem.
Minister spraw wewnętrznych Chile w rządzie Salvatora Allende - Carlos Prats wspominał, że katoliccy hierarchowie wiedzieli o przygotowywanym przewrocie Pinocheta. W czasie Wojny Falklandzkiej w 1982 roku, Watykan jakimś sposobem dowiedział się o tym, że Wielka Brytania była gotowa do użycia broni jądrowej.
Jest pewnym, że archiwa watykańskie mogą zawierać dokumenty, które mogą rzucić światło na losy wielu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych, którzy po wojnie uciekli do Ameryki Południowej. Ponadto o planach Hitlera założenia IV Rzeszy w dżunglach Amazonii doskonale wiedziano w Watykanie.
W 1945 roku, naziści rozumieli, że wojna jest przegrana. W krótkim terminie zbudowano dziesiątki nowoczesnych okrętów podwodnych, które były w stanie przepłynąć 15.000 mn/27.780 km. Ale nie były przeznaczone do walki – ich celem było dostarczenie do Ameryki Pd. hitlerowskie kierownictwo, pieniądze i dokumenty.
Dowódcy tych U-bootów szkolili się w Danzig – w Gdańsku. W styczniu 1945 roku zostali oni załadowani na ogromny liniowiec MV Wilhelm Gustloff. Danzig w tym czasie już padł, ale radzieccy lotnicy nie atakowali statku – był on zamaskowany jako statek szpitalny i spokojnie wyszedł w morze. I wtedy polscy partyzanci przekazali radzieckiemu dowództwu, kto naprawdę znajduje się na pokładzie pasażera.
W rezultacie tego tysiące marynarzy poszło na dno. Wiele później stało się wiadomym, że partyzanci otrzymali tą informację od swego księdza. Wątpliwe jest, że skromny duchowny uzyskał ją samodzielnie i przekazał bez wiedzy wyższej instancji kościelnej.
Ale większość tajemnic archiwów Watykanu zostaje nadal utajnionych. Stolica Apostolska bez entuzjazmu rozstaje się ze swymi sekretami. Szczególnie wtedy, kiedy do spraw dawno minionych dni wmieszani byli hierarchowie kościelni. Teraz na Stolicy Apostolskiej jest 226. papież – Franciszek. Wybrano go w dniu 13.III.2013 roku, a do tego od 1200 lat stał się on pierwszym pontifex’em spoza Europy ale z Nowego Świata. A do tego jest to pierwszy papież jezuita. Jest on nazywany najbardziej liberalnym papieżem, być może dlatego, że on popiera gejów i lesbijki, obmywa nogi uchodźcom, więźniom i mafiosom, i zawsze jest gotów sfotografować się z tymi, kto go o to proszą. I oto niedawno stało się wiadomym, że Franciszek zamierza otworzyć wszystkie archiwa dotyczące Holokaustu. Stało się to w dniu 2.III.2020 roku.
- Kościół nie boi się historii – twierdzi papież.
Przede wszystkim na to oświadczenie zareagowano w Izraelu. Prezydent tego kraju Re’uwen Riwlin nazwał takie oświadczenie Franciszka odważnym i długo oczekiwanym.
- Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, są skazani na jej powtórzenie – powiedział.
Tyle tytułem wstępu. Tak. Wstępu bo historia dopiero teraz niebierze rumieńców. Dwie kwestie warto zapamiętać na ten moment. Rok od którego Watykan nakłada embargo na dokumenty czyli 1939 oraz słowa Franciszka:
"- Kościół nie boi się historii"
Jest rok 1956. Papież Pius XII przyjmuje w Watykanie prezydenta Republiki Włoskiej, Giovanniego Gronchi i członków Papieskiej Akademii Nauk. Wszyscy oglądają sceny z ewangelii. Są wstrząśnięci realizmem męki Jezusa na Golgocie i wydarzeniami tuż po jego zmartwychwstaniu, o których nie mówią ewangelie. Najbardziej szokujące jest jednak coś innego. Nie oglądają bowiem artystycznej wizji ewangelii nakręconej przez kolejnego reżysera, ale prawdziwe wydarzenia, prawdziwego Jezusa i prawdziwą Palestynę początków I wieku n.e. Umożliwił to aparat do oglądania przeszłości – chronowizor. Wystarczyło go odpowiednio nastawić. Obrazy są trójwymiarowe, podobne do hologramu. Ten swoisty wehikuł czasu zbudował mnich Pellegrino Ernetti, benedyktyn z klasztoru San Giorgio Maggiore z Wenecji. Papież jest zachwycony, ale też przerażony. Ujawnienie chronowizora mogłoby spowodować trudne do przewidzenia konsekwencje. I taki był cel spotkania – zdecydować, co dalej z tym zrobić. To nie streszczenie filmu science fiction. Ta historia wydarzyła się naprawdę. I choć później zrobiono dużo, aby urządzenie zniknęło, a jego twórca zamilkł, pozostały liczne ślady. Ernetti zdążył bowiem udzielić wywiadu dziennikarzowi mediolańskiego „La Domenica del Corriere” – o chronowizorze pisały gazety we Włoszech, Francji, Hiszpanii i Niemczech. Mnich-naukowiec miał również wykład w papieskim uniwersytecie w Rzymie i na kongresie astrologicznym we Włoszech. Dziś zostały tylko słowa. Chronowizor przepadł.
JAK USŁYSZEĆ GREGORIAŃSKIE ŚPIEWY?
Ojciec Pellegrino Ernetti był cenionym przez Watykan włoskim egzorcystą, a także naukowcem. I uznanym na świecie specjalistą od muzyki prepolifonicznej, czyli dzieł muzycznych, które powstawały od ok. 2000 r. p.n.e. do ok. 1200 r. n.e. Kierował katedrą w konserwatorium Benedetto Marcello w Wenecji. W swoim dorobku ma ponad 80 tomów opracowań muzycznych i 60 płyt, m.in. na temat muzyki staroegipskiej, sumeryjskiej i wedyjskiej. I wydawało się, że na tym upłynie mu życie. Ale zdarzyło się coś, co pchnęło je na zupełnie nowe tory. W 1952 roku Ernetti rozpoczął badania akustyczne śpiewów gregoriańskich. Skorzystał z uprzejmości swego przyjaciela, ojca Agostina Gemelli (jego imię nosi słynna poliklinika w Rzymie, gdzie leczony był Jan Paweł II), który dał mu do dyspozycji laboratorium fizyczne Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca w Mediolanie, którego był rektorem. Ojciec Agostino był też lekarzem i fizykiem kwantowym oraz dyrektorem Papieskiej Akademii Nauk, która wspierała muzyczne badania Ernettiego. Obaj zakonnicy już od kilku tygodni pracowali razem. Z nagranych śpiewów próbowali usuwać tony harmoniczne i przetwarzać je na różne inne sposoby. Posługiwali się… magnetofonem. Nie było w nim jeszcze taśmy, lecz cienki drut, który często się zrywał. I 17 września 1952 roku też się zerwał. Gemelli, który po śmierci swego ojca miał zwyczaj zwracać się do niego o pomoc w trudnych chwilach, wykrzyknął: „Tato, pomóż mi!”. Ale gdy już zawiązał supełek i włączył magnetofon, zamiast gregoriańskich śpiewów usłyszeli głos: „Oczywiście, że ci pomogę. Jestem przy tobie”. Przerażony Gemelli próbował wyłączyć magnetofon, ale Ernetti go powstrzymał. „Ależ zuccone” – usłyszeli – „chyba nie sądzisz, że to nie ja?”. Zuccone, po włosku dynia, ale też duża głowa, było przezwiskiem Agositna z dzieciństwa. Gemelli nie miał najmniejszych wątpliwości, że rozpoznał głos swojego ojca. Zakonnicy byli wstrząśnięci. Ojciec Gemelli postanowił zrelacjonować wszystko papieżowi. Pius XII uznał to wydarzenie za „szansę na nowe badania naukowe, mające potwierdzić wiarę w życie pozagrobowe”. A ojciec Ernetti zaczął się zastanawiać, co dzieje się z falami dźwiękowymi, które nieustannie emitujemy. Czy raz wypowiedziane słowa i zagrane dźwięki giną bezpowrotnie w przestrzeni, czy może jest jakiś sposób, by je przywołać? Nie po to, by rozmawiać ze zmarłymi, ale by móc słuchać głosów z historii. „Marzył, by usłyszeć dźwięki cytry na dworze faraonów czy psalmy w świątyni jerozolimskiej, żeby dowiedzieć się, jak brzmiały chóry w greckich tragediach” – pisze w swojej książce o ojcu Ernettim jego przyjaciel, francuski ksiądz François Brune. To właśnie jemu Ernetti opowiedział najwięcej o chronowizorze. Według księdza Brune po doświadczeniu w mediolańskim laboratorium ojciec Ernetti odwiedził w Portugalii profesora De Matosa prowadzącego badania nad rozpadem dźwięków. Nawiązał też kontakty z naukowcami z innych krajów, głównie fizykami. Sam zresztą miał dyplom z fizyki. Postanowił stworzyć zespół, który skonstruowałby urządzenie zdolne wychwytywać fale dźwiękowe z przeszłości. Był przekonany o szczególnej naturze fal. Sądził, że Księga Rodzaju ukazuje akt stworzenia świata nie tylko jako efekt Boskiej woli, ale też jako oddziaływanie Słowa Bożego – a zatem jako emisję fali. Pojawienie się równoczesne światłości może wskazywać, że dźwięk i światło to przejawy tej samej energii, które przyjmują różną postać. Ale na poziomie cząstek elementarnych są jednością. To na razie była teoria. Ojciec Ernetti zapragnął sprawdzić, czy można odzyskać fale dźwiękowe z przeszłości i zamienić je w obraz. Jego rozumowanie przekonało innych naukowców, bo wkrótce miał już swój zespół 12 fizyków. Choć nigdy nie ujawniono ich nazwisk, byli wśród nich nobliści z kilku krajów, m.in. Włoch i Japonii oraz amerykański naukowiec z NASA.
Papież Pius XII był wstrząśnięty, gdy w 1956 roku zobaczył trójwymiarowy obraz Ukrzyżowania w chronowizorze – maszynie do podglądania przeszłości. Po tym pokazie urządzenie przepadło.
MUSSOLINI I NAPOLEON PRZEMAWIAJĄ
Cztery lata później chronowizor był gotów. Odbył się pokaz dla papieża, a na początku lat 60. Ernetti poinformował o wynalazku prasę. W wywiadzie dla włoskiego pisma „Domenica del Corriere” oznajmił, że udało się skonstruować złożoną aparaturę, która pozwala na rekonstrukcję dźwięków i obrazów sprzed setek lat. Można odtworzyć dowolny moment z historii świata. Ernetti zaczął od oglądania niedawnych wydarzeń. „Najpierw ustawiliśmy urządzenie na Mussoliniego przemawiającego na wiecu w Rzymie. Następnie uchwyciliśmy jedno z przemówień Piusa XII”– opowiadał Ernetti księdzu Brune. „Obrazy i słowa zgadzały się z tym, co można było zobaczyć na filmach dokumentalnych, zachęceni więc tymi wynikami cofaliśmy się coraz dalej w przeszłość. Byliśmy świadkami mowy Napoleona, w której ogłaszał proklamowanie Republiki Włoskiej. Potem przenieśliśmy się do starożytnego Rzymu. Widzieliśmy scenę na targu warzywnym za czasów cesarza Trajana, słyszeliśmy jedną z najsłynniejszych mów Cycerona przeciwko Katylinie. Gdy słuchałem samego autora z jego intonacją i gdy patrzyłem na gestykulację mówcy, byłem w euforii”. Wkrótce potem ojciec Ernetti zelektryzował świat naukowy, wydając drukiem tekst tragedii antycznej pochodzący z II wieku p.n.e., „Thyestes” łacińskiego poety Quintusa Enniusa, która zaginęła. Znana dotąd z cytatów, dzięki chronowizorowi, została odtworzona w całości.
SŁOWA NIGDY NIE GINĄ
Ojciec Ernetti nigdy nie pokazał publicznie chronowizora, nawet jego zdjęcia. Ale opowiedział, jak wygląda. Składał się z licznych, połączonych ze sobą anten ze stopów różnych metali, zdolnych wychwycić fale wszelkiej długości, selektora, dzięki któremu można było je ustawić na wybranej osobie, czasie i miejscu, wreszcie aparatu rejestrującego, umożliwiającego także oglądanie obrazów i dźwięków. „Tu nie chodzi o przywoływanie zmarłych. To czysta nauka. Cały system opiera się na prawach fizyki” – tłumaczył zakonnik w wywiadzie dla włoskiej gazety w 1972 roku „Za punkt wyjścia przyjęliśmy fakt, że żadna energia nie ginie, a jedynie się przekształca. A fale dźwiękowe i świetlne nie są niczym innym jak porcjami energii – po wyemitowaniu nie mogą więc po prostu zniknąć. Ulegają przekształceniu, ale wciąż trwają w przestrzeni, wieczne i wszechobecne. Każda istota ludzka od chwili narodzin do śmierci pozostawia za sobą podwójny ślad: dźwiękowy i obrazowy. Dzięki tym osobistym falom można zrekonstruować każdą osobę, wszystkie wydarzenia z jej życia i słowa. Cała sztuka w tym, by umieć je wychwycić. I nasz aparat to robił”. Po wielu eksperymentach, które upewniły Ernettiego, że chronowizor poprawnie działa, przyszedł czas na wyprawę do epoki, której najbardziej był ciekaw – czasów Nowego Testamentu. Jak wielokrotnie potem opowiadał, udało im się zobaczyć najważniejsze obrazy z życia Jezusa, łącznie z całą sceną męki i ukrzyżowania. „Nastawiliśmy aparat na Jezusa podczas ostatniej wieczerzy. Widzieliśmy modlitwę w gaju oliwnym, zdradę Judasza, proces, Kalwarię, aż do śmierci na krzyżu. Okazuje się, że średniowieczna pobożność zniekształciła pewne fakty. Jezus nigdy nie upadł, nie niósł sam całego krzyża i nie spotkał na swej drodze Weroniki z chustą. Ale poza tym, wszystko zgadzało się dokładnie z opisem ewangelii. Stwierdziliśmy też, że w ewangelii nie umieszczono wszystkich słów wypowiedzianych z krzyża; my słyszeliśmy kilka zdań więcej. Widzieliśmy też zmartwychwstanie. Ale bardzo trudno to opisać, tylko zarys postaci widziany jakby przez cienki plaster oświetlonego alabastru albo kryształ. A potem obserwowaliśmy dalszą część życia Jezusa, przed wniebowstąpieniem. Nic z tego, co widzieliśmy, nie mogłoby wpłynąć nawet na minimalną zmianę w wierze Kościoła. Wręcz przeciwnie; uważam, że w pełni potwierdziliśmy przekaz ewangelii”. Penetrowali też wydarzenia ze Starego Testamentu. Ojciec Ernetti opowiadał księdzu Brune, że widzieli scenę, w której Mojżesz otrzymał dziesięć przykazań i zapisali ich oryginalne brzmienie. Uchwycili też moment zniszczenia Sodomy i Gormory, co Ernetti porównał do wybuchu bomby atomowej. Zakonnik nie krył, że ma żal do przełożonych, że zabronili mu dalszych eksperymentów. Wierzył, że dzięki niemu można by dokonać niezwykłych odkryć archeologicznych, uzupełnić luki w wiedzy o dawnych czasach, zweryfikować historię.
NAKAZ MILCZENIA
Co się stało, że Kościół zmienił swe stanowisko w sprawie chronowizora? Życzliwe zainteresowanie Piusa XII badaniami Ernettiego z początku dawało mu swobodę działania. Papież był zachwycony tym, że obrazy z urządzenia potwierdzały wydarzenia znane z Nowego Testamentu. Wspomniał nawet, że dzięki temu raz na zawsze można by uciszyć tych, którzy zaprzeczają historycznej wartości ewangelii. Ale w 1958 roku Pius XII zmarł. Nie wiadomo, który z jego następców wydał nakaz zdemontowania chronowizora, a mnichowi-wynalazcy zakneblował usta. Po śmierci Piusa XII ojciec Ernetti jeszcze przez kilkanaście lat opowiadał o chronowizorze, spotykał się z Rosjanami i Amerykanami zainteresowanymi wynalazkiem. Udzielał wywiadów jeszcze na początku lat 70. XX wieku, a potem nagle zamilkł. Aż do śmierci w 1994 roku nie złamał nakazu milczenia. Jak mówił księdzu Brune, mógł być naukowcem, ale przede wszystkim był księdzem zobowiązanym do posłuszeństwa. Sam przyznawał, że technologia, która pozwoliła stworzyć chronowizor, mogłaby się stać niebezpieczna. – Takie urządzenie wychwyci przeszłość każdego człowieka. Koniec więc z tajemnicami bankowymi, handlowymi, dyplomatycznymi, państwowymi. Koniec z życiem prywatnym. Oglądanie przeszłości wzbudza zachwyt, ale również lęk. W ręku nieodpowiednich ludzi urządzenie może doprowadzić do tragedii, wzmacniać dyktatury. Może to więc dobrze, że pozostanie w sekrecie, zanim ludzkość nie nauczy się działać dla wspólnego dobra. Według ojca Ernettiego cała dokumentacja dotycząca chronowizora, jak również zdjęcia i zapisy dźwiękowe, została przejęta przez Watykan. Ksiądz Brune po śmierci zakonnika postanowił przeprowadzić śledztwo. Przemierzył kilka krajów i dotarł do wielu osób, które znały ojca Ernettiego lub z nim współpracowały. Utwierdziło go to w przekonaniu, że chronowizor działał tak, jak opisywał mu to Ernetti. Ustalił też, że istnieje kopia dokumentacji chronowizora; ma się znajdować poza Włochami, w rękach przyjaciela ojca Ernettiego. Być może więc gdzieś na świecie trwa już rekonstrukcja chronowizora ojca Ernettiego lub czegoś, co pozwoli ludziom zajrzeć w przeszłość.
#teoriespiskowe #watykan

Komentarze (1)

jarezz

@Afrobiker nie pierwszy raz na hejto to napiszę. Zapisując daty i używając do tego celu cyfr rzymskich i arabskich, nie stawia się kropek pomiędzy nimi.


Poza tym łap pierona. Świetny wpis.

Zaloguj się aby komentować