Po Ani płukałem ręce,
Po Male je szorowałem,
Już wolę piżmo prosięce,
Już się z wanilią rozstałem.

Takim wierszykiem chciałem wyrazić swój stosunek do perfum z dużą ilością wanilii.

Jednak życie bywa przewrotne. Kiedy już na dobre zraziłem się do tego składnika i odruchowo zamykałem każdą kartę fragrantiki na widok długiego jasno żółtego paska, Rafinad zrobił mi psikusa i dorzucił do paczki próbkę, której nazwa kompletnie nic mi nie mówiła.

Goldfield & Banks Australia Silky Woods Elixir

Początek, to taki suchy, pylisty brud. Zakurzona skórzana kurtka po powrocie z wyprawy z Outbacku. Po chwili zapach dostaje głębi. Pojawia się rozgrzebana ziemia, z której wyrwano kłącze jakiejś tajemniczej rośliny. Wanilia jest tu dzika, zupełnie inna niż ta którą dotychczas znałem. Również korzeń irysa występuje w ciekawym ujęciu, jakby pozostawiony na tlącym się drewnie.

Testując te perfumy doznałem niejednego mindfucka. Zapach jest jednocześnie suchy i balsamiczny, słodki i gorzki, gładki i szorstki. Nie znam wersji EDP, podobno jest grzeczniejsza. Silky Woods Elixir bardzo przypadł mi do gustu. Na Antypodach umieją w perfumy.

To perfumy bardzo samcze. Tak mógłby pachnieć Mad Max, który odpoczywa na pikniku pod wiszącą skałą po całym dniu jazdy przez interior.

Premiera za dwa tygodnie, szykuje się mocny zawodnik. Ode mnie 9,5/10

#perfumy #recenzjeperfum
7fde3d1e-028f-4c63-a854-8f28a5be9b42
dziadekmarian

@Okrutnik 385 dolarów. Austraijskich?

Okrutnik

Tak australijskich. Z różnymi kodami można zejść do 9,8/ml

loopie

@Okrutnik dla mnie ultimate zapach do ogrywania Mad Maxa to Gucci Guilty absolute, bo właśnie tak wyobrażam sobie też zapach rzeczonego bohatera

Zaloguj się aby komentować