Planeta małp

Napisałem felieton o „małpkach” i cichym alkoholizmie, który nie wygląda jak problem, bo jest punktualny, zadbany i wszędzie obecny. O tym, jak nałóg się maskuje, a społeczeństwo udaje, że nic się nie dzieje. Poniżej zamieszczam felieton - jeżeli Ci się podobał będę wdzięczny za odwiedziny na Substacku żebym mógł monitorować ruch :) 


Mimo że nie znajdujemy się na południowej półkuli, możemy codziennie zaobserwować rosnącą populację małpek. Można pokusić się o stwierdzenie, że żyjemy na planecie małp, ponieważ zalewają one nasz krajobraz. Spotykamy je na klatkach schodowych, w ubikacjach, na parapetach. Małpka — alkohol małolitrażowy — nie jest niewinnym gadżetem ani folklorem codzienności, lecz plagą, której żniwem jest narastający problem alkoholowy, odciskający piętno na całym społeczeństwie.


Wraz ze wzrostem zamożności Polaków rośnie również ekonomiczna dostępność alkoholu. W 2010 roku za przeciętne miesięczne wynagrodzenie można było kupić 1108 butelek piwa; w 2024 roku — już 2103. To wzrost niemal dwukrotny, który trudno uznać za przypadek. Równolegle zmienia się struktura spożycia alkoholu. W 2003 roku wyroby spirytusowe stanowiły 30,5 proc. konsumpcji, a reszta przypadała na piwo i wino. W 2024 roku udział alkoholi wysokoprocentowych wzrósł do 38,8 proc. Wniosek nasuwa się sam: Polacy coraz wyraźniej skręcają w stronę wódki — szybszej, mocniejszej i łatwiejszej w konsumpcji, szczególnie wtedy, gdy nie ma czasu ani przestrzeni na długie picie.


Opiekunowie małpek to ludzie, których mijamy codziennie na ulicy. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak liczną grupę tworzą. Są to osoby normalnie funkcjonujące — mają pracę, dzieci i zobowiązania. Nie jest to margines społeczny, jak niegdyś budki z piwem i ich stali bywalcy, lecz zjawisko masowe, obecne wszędzie. Niezależnie od tego, czy znajdujemy się na peryferiach Polski wschodniej, czy w centrum Warszawy — małpki są wszechobecne, a wraz z nimi ich dyskretni opiekunowie.

Nowy alkoholik jest niewidzialny, punktualny i zadbany — dlatego tak trudno zauważyć, że ktoś ma problem. Alkohol nie wyklucza; przeciwnie, pozwala integrować się z codziennością i skutecznie kamuflować nałóg w torebkach oraz kieszeniach spodni. Z moich obserwacji wynika, że już około szóstej rano w sklepach spożywczych jednym z najczęściej kupowanych produktów nie jest żywność, lecz alkohol w małolitrażowych butelkach. Jego łatwa przyswajalność rekompensuje rosnącą cenę i ułatwia trwanie w cichym, niewidocznym nałogu, który nie przeszkadza i nie rzuca się w oczy.


Konsumpcja małpek odbywa się niemal wszędzie i najczęściej po cichu. Alkohol coraz rzadziej jest elementem wspólnej biesiady; częściej staje się prywatnym regulatorem emocji — sposobem na stres, frustrację, zmęczenie. Z jednej strony jego obraz jest coraz silniej stygmatyzowany, z drugiej — narasta wstyd opiekuna, który skutecznie spycha problem w sferę prywatną. Małpki widzimy wszędzie, ich opiekunów — nigdzie, bo są wśród nas i nauczyli się znikać w tłumie.

Każda butelka niesie ze sobą historie zniszczonego zdrowia, rozwalonych relacji i smutnych dzieci. To nie jest bomba, która wybucha natychmiast — to ładunek z zapalnikiem zegarowym, nastawionym na długie lata. Alkohol nie niszczy jednorazowo; on konsekwentnie eroduje życie rodzinne, zawodowe i społeczne. Podczas gdy państwo liczy wpływy z akcyzy, społeczeństwo płaci realną cenę: w szpitalach, domach i miejscach pracy.


Skalę problemu pośrednio pokazują protesty przeciwko wprowadzaniu nocnej prohibicji w niektórych miastach. Argumenty za jej wprowadzeniem są proste i pragmatyczne: ograniczenie przemocy, mniejsza liczba nocnych interwencji oraz spadek zakłóceń porządku publicznego. To nie jest zamach na wolność ani próba wychowywania dorosłych obywateli, lecz narzędzie administracyjne mające ograniczyć szkody tam, gdzie kumulują się one najbardziej — nocą, impulsywnie i bez kontroli.


Skoro problemu nie widać, nie znaczy to, że go nie ma. Brak pijanych tłumów na ulicach nie oznacza, że sytuacja jest pod kontrolą. Kamuflaż patologii, z którym dziś mamy do czynienia, sprawił, że granica między alkoholikiem a „normalnym” człowiekiem stała się niemal niewidoczna. Małpki niech pozostaną — ale w ogrodach zoologicznych i w swoim naturalnym środowisku, nie na ulicach i w kieszeniach, gdzie po cichu pustoszą ludzkie życie.


#alkoholizm #polska

Substack

Komentarze (3)

Half_NEET_Half_Amazing

tzw alkoholizm wysokofunkcjonujący

milew

OK pijom. Ale po kiego c⁎⁎ja te butelki wyrzucają gdzie popadnie?

Może jest tu jakiś osobnik z tej grupy. Nie możesz wywalić do kosza?

Jnanon

Opisałeś wysoko funkcjonujących uzależnionych do których pozwoliłem sobie należeć. Dobrze się czytało, jedynie czego bym się czepił to używania stwierdzenia alkoholik/alkoholizm. Uzależniony/uzależnienie od, nie stygmatyzuje, brzmi neutralnie i daje większą szansę na zauważenie problemu i działanie

Zaloguj się aby komentować