Pewna pani wybrała się do Afryki na safari i zabrała ze sobą swojego pupila - pudelka.

W trakcie wyprawy piesek wypadł z jeepa, czego nikt nie zauważył.

Biegł za samochodem, biegł i biegł, ale nie dogonił.

Nagle słyszy gdzieś za sobą szelest i kątem oka dostrzega zbliżającego się lamparta.

Pudelek zadrżał ze strachu, przed oczami przeleciało mu całe życie.

Wtem jednak patrzy, a kawałek dalej w trawie leżą jakieś poobgryzane szczątki.

- Może nie wszystko stracone - myśli i dopada do padliny.

Lampart wyłazi z krzaków, patrzy, a tam jakiś dziwaczny mały stwór coś zajada, ciamka, mlaska.

Już ma na niego skoczyć, ale słyszy jak stworzenie mruczy do siebie:

-Mmmm... jaki smaczny ten lampart... rarytas... mięsko palce lizać... a kosteczki... co za rozkosz!

Lampart przeraził się i dał nura w krzaki.

- Całe szczęście, że mnie nie widział ten mały diabeł, bo zeżarłby mnie raz-dwa! - myśli uciekając.

Pudelek odetchnął, ale zauważył, że na drzewie siedzi małpa, która najwyraźniej

obserwowała całą sytuację, bo minę ma zdziwioną.

Nagle małpa puszcza się biegiem za lampartem i wrzeszczy.

- Oj, niedobrze - myśli pudelek - Ta małpa wszystko mu wygada. Co robić?

Małpa faktycznie dopada lamparta i opowiada mu, jak to został wystrychnięty na dudka.

Lampart wnerwił się strasznie.

Kazał małpie wsiąść mu na grzbiet i wrócić ze sobą na polankę, żeby była świadkiem tego, jak rozprawi się z tym stworem.

Wracają, patrzą, a tam pudelek rozwalony na grzbiecie, dłubie w zębach pazurem i gada do siebie:

- Gdzie do cholery ta małpa? Wysłałem ją po kolejnego lamparta, a ona, nie wraca i nie wraca!


#suchar

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować