#perfumy #recenzjeperfum
W nawiązaniu do wczorajszego wpisu-recenzji Hind al Oud Emarati Oud, dziś wziąłem dla porównania Emarati Musk, o którym zresztą w komentarzu pod poprzednim postem wspominał @Kridzu jako o podobnym, ale łatwiejszym w odbiorze.
Po pierwszym niuchu Musk na pewno nikogo nie odrzuci, tak jak może stać się to w przypadku Oud xD faza obornika została tu wycięta z życiorysu. Emarati Musk rozpoczyna się bardzo czysto świeżymi, białymi kwiatami i słodkim daktylem, jednak nie jest on tak słodki i oleisty jak w wersji Oud. Tutaj oleista lepkość zastąpiona została niesamowitą gładką kremowością, pochodzącą z mieszaniny kwiatów z piżmem, daje to wrażenia mleczka lub balsamu do ciała, a w dodatku kompozycja została odciążona i zyskała zwiewności.
W bazie wyczuwam charakterystyczny akord suchego sianka, ale tutaj absolutnie nie jest kontrowersyjny, jest bardzo czysto za sprawą wcześniej wspominanego już kremu, który w dodatku koi suchy charakter sianka.
Podsumowując duet Emarati od Hind al Oud, podobieństwo między nimi jest ewidentne, ale nie na tyle, że czyni je zapachami niemal 1:1.
Obie kompozycje są raczej liniowe, lecz dla mnie Emarati Oud jest bogatszy, a tym samym ciekawszy i choć więcej tu słodyczy to jednak odbieram go bardziej męsko, ale to już zasługa brudnych aspektów oudu, których brak w Emarati Musk. To jednak nie czyni, że Musk jest jednoznacznie kobiecy, jest po prostu grzeczny i schludny, dlatego myślę, że na kobiecie sprawdzi się znakomicie, ale nie oznacza, że facet powinien mieć przed nim opory. Oba zapachy są uniseksowe, kwestia tylko kto czego szuka - czy czegoś wymagającego czy bezpiecznego.
