#perfumy
Kilka dni temu, dzięki uprzejmości łańcuszka dobrych ludzi, wpadło mi w łapy kilkanaście sampli z Ensar Oud.
Część postaram się Wam opisać.
Na pierwszy ogień poleciał olejek Tigerwood 1990.
Na wstępie zastrzegę, że dla mnie, jest on bardzo trudny do opisania.
Zapach jest głęboki, zawiesisty i ciężki. Kompozycja ma charakter bardzo wielowymiarowy i zmienny, choć to tylko jednoskładnikowy olejek z oudu malajskiego. Dobrze wyczuwalne są akordy ziemiste- coś w rodzaju tradycyjnego petrichor, drzewne, animalne, lekko medyczny, a z czasem pojawia się też smużka dymu z kadzidła. Ogólnie daje wyobrażenie tropikalnego lasu, ale nie wilgotnego i cuchnącego butwiejącą roślinnością. To las rozkwitający zielenią drzew i egzotycznych roślin. Doprawdy, ciężko to opisać.
Do tego, skurwol jest tak mocny i trwały, że łeb urywa. Aplikowałem w ten sposób, że dipstickiem, który nie ma bezpośredniego kontaktu z olejem, a jedynie nasiąknięty był zapachem z fiolki, dwa razy dotknąłem skóry przedramienia. Przez ok. 3 godziny potężnie projektował. Dobrze wyczuwalny jeszcze po 12 godzinach i porannym prysznicu.
Bez wątpienia jest to olej znakomity pod względem jakości. Tylko jest jeden "problem". Do samodzielnego noszenia, to bym chyba nie udźwignął. Natomiast szkoda go do layeringu, bo jest zbyt piękny.
Jestem pod dużym wrażeniem, co bardzo martwi, bo chyba kusi mnie posiadanie większej ilości.
